Już w najbliższy weekend rozpocząć ma się nowy sezon Pucharu Świata w narciarstwie alpejskim. Pierwszym przystankiem będzie austriackie Soelden. O punkty będzie chciała powalczyć tam Maryna Gąsienica-Daniel. Nasza specjalistka od slalomu giganta od 2 lat jest już w światowej czołówce tej konkurencji. W rozmowie z Patrykiem Serwańskim opowiedziała o przygotowaniach do sezonu, własnych oczekiwaniach i czynnikach, które powodują, że jeszcze nie stała na podium Pucharu Świata. Padły też pytania o czerpanie radości z jazdy na nartach i ocieplenie klimatu.

Maryna Gąsienica-Daniel ma już w dorobku miejsca w czołowej dziesiątce Pucharu Świata. W slalomie gigancie stać ją na świetne wyniki. Polka krok po kroku pnie się w narciarskiej hierarchii. Ciągle poprawia różne elementy. Do sezonu przygotowywała się m.in. w Argentynie. Na co postawiła wraz z trenerem mocny nacisk podczas treningów?

Najważniejsza jest umiejętność kreowania prędkości w każdym zakręcie i bycie coraz szybszym podczas przejazdu, ale istotne są minimalne rzeczy, które mogą nam w tym pomóc. Dajmy na to stabilizacja górnej części ciała. Jako zawodniczki słynę z tego, że jeżdżę dosyć czysto, czyli bez doślizgów, zmiany ustawienia stóp. Natomiast często byłam niewystarczająco stabilna np. z górną częścią ciała, rękami, tułowiem. Dość mocny nacisk kładziemy na to, żeby ustabilizować moją jazdę i żeby ona była bardziej powtarzalna - tłumaczyła Gąsienica-Daniel w rozmowie z reporterem RMF FM Patrykiem Serwańskim.

"Nie jest tak, że tylko ja pracuję"

Polka w poprzednich dwóch sezonach zajmowała już wysokie miejsca w zawodach. Poprzedniej zimy były to kilkakrotnie 6. lokaty. Do podium ciągle jednak czegoś brakowało - często niewiele. Co powodowało, że nasza alpejka nie była w stanie zrobić jeszcze małego kroku do przodu?

Ciężko zdefiniować taką rzecz. Musimy mieć świadomość, że w narciarstwie alpejskim poziom jest bardzo wyrównany i śrubowany z roku na rok. To nie jest tak, że tylko ja pracuję. Wszystkie zawodniczki pracują, nikt nie śpi. Zrobienie kroku z 30. na 10. miejsce niż ten kolejny na podium. Z drugiej strony uważam, że jak już go wykonamy to nie będzie to jednorazowy wyskok. Będę w stanie tam na trochę zostać - podkreśliła Gąsienica-Daniel. U mnie wyniki cały czas wzrastają, idę w górę. Szukamy różnych detali. Ciężko ubrać w słowa, czego brakuje, bo jest mnóstwo niuansów. Możemy mówić o technice, taktyce, ryzyku, presji, stresie. Ten kolejny krok to wszystkiego po trochu. Wspomniałam już o stabilizacji sylwetki. Jest szansa, że to pomoże mi wyeliminować błędy, które pojawiły się w poprzednim sezonie i to mogło mnie kosztować pół sekundy. Ważne jest to, żebyśmy pracowali nad rozwojem w każdym z obszarów - dodała. 

"Czuję, że muszę podejmować ryzyko"

Nasz dziennikarz pytał Gąsienicę-Daniel, czy nie jest jej łatwiej, gdy po pierwszym przejeździe atakuje z okolic 10-12 miejsca. W kilku takich sytuacjach potrafiła w finałowym przejeździe spisywać się fantastycznie. Natomiast gdy na półmetku rywalizacji otwierała się szansa na wyższe miejsce, Polka wydawała się nieco bardziej spięta.

Myślę, że to już trochę nadinterpretacja. W narciarstwie alpejskim nie potarzają się warunki, nie powtarzają się przejazdy. Każde ustawienie jest inne. Jedno ci odpowiada, drugie nie. Tak samo jest z pogodą. Oczywiście mamy mistrzynię Mikaelę Shiffrin, która radzi sobie zawsze i wszędzie, ale też musimy spojrzeć na to z innej strony. Ona ma taką bazę zwycięstw, pewności siebie, że to czasami jej pomaga. Mnie nie udało się jeszcze pokonać tego poziomu, który pozwala mi myśleć, że bez względu na wszystko mogę wygrać - odpowiedziała.

Ciągle czuję, że muszę podejmować ryzyko. Mam świadomość, że jeśli pojadę na 90 procent, to nie wejdę na podium. Podejmuje to ryzyko, ale czasami jest zbyt duże. Pojawiają się błędy. Jeśli ograniczasz ryzyko, to finalnie jesteś niezadowolony, że przejazd był trochę gorszy. Finalnie to ja podejmuję to ryzyko. Wykonuje pracę, na którą składa się zaangażowanie całego sztabu. Jak wypadnę z trasy, czuję się winna. Natomiast bywa i tak, że wypadnę z trasy, ale jestem zadowolona z występu, swojego nastawienia, podejścia do startu, tego jak jechałam. Takim startem był Kronplatz w poprzednim sezonie. Wypadłam z trasy chyba na 5 bramek przed metą, ale wiem, że zrobiłam wszystko jak trzeba. To była dobra decyzja, by mieć dobre odczucia, ryzykować i walczyć niż pojechać na 95 czy 99 procent - powiedziała Gąsienica-Daniel.

"Jeśli warunki są dobre, czerpiemy radość ze ścigania się"

A czy Polka rywalizując w Pucharze Świata i walcząc o ułamki sekund przy pełnym skupieniu może też po prostu czerpać radość z jazdy na nartach?

To się da połączyć. Głównie zależy to od przygotowania śniegu. Jeśli warunki są dobre, czerpiemy radość ze ścigania się. Adrenalina, ryzyko podczas zawodów - to daje nam frajdę. Walka z warunkami, gdy rzuca nami na prawo i lewo i usiłujemy się utrzymać na trasie, gdy jest mgła. Wtedy przyjemności nie ma. Jest walka o to, by pozostać w rywalizacji. Zdarzają się jednak zawody, gdy walcząc o jak najlepszy czas można tę przyjemność poczuć - opisywała rozmówczyni Patryka Serwańskiego.

Nasza narciarka przyznaje, że radość czerpie z obecności w górach nie tylko podczas zawodów. Jak przystało na osobę pochodzącą z Zakopanego, to w górach Gąsienica-Daniel czuje się najbardziej komfortowo.

Kocham morze, kocham być w ciepłych miejscach, na plaży, kocham wodę. Jednak lepiej czuje się w górach. Gdyby narciarstwo było sportem halowym, to nie byłabym narciarką. Kocham naturę. Jest to w pewnym sensie dla nas prezent, że możemy przeżywać takie wschody słońca, możemy obserwować przyrodę. Nie każdy sportowiec takie rzeczy ma. Oczywiście nie raz narzekasz na wstawanie o 4 rano. Nosimy 15-kilowe plecaki oraz narty na stok. Codziennie musimy spędzić mnóstwo czasu w gondolach, by wyjechać na górę. Ale tam czujesz, że jesteś w wyjątkowym miejscu - mówiła RMF FM Gąsienica-Daniel.

"To aż przerażające, jak topnieją lodowce"

Podczas przedsezonowych przygotowań Gąsienica-Daniel może na własne oczy obserwować, jak zmienia się klimat.

To aż przerażające, jak topnieją lodowce. Widać ocieplanie się klimatu. Dlatego musimy szukać możliwości treningu na drugiej półkuli. Tak jak my w tym roku w Argentynie. Wiele zespołów było też w Chile czy w Nowej Zelandii. Wcześniej aż tak bardzo się o tym nie myślało. Warunki w Europie były lepsze. Teraz jest duży problem. Na początku miesiąca byłam na zgrupowaniu w Szwajcarii. Było mnóstwo wystających kamieni, lodu. Sprzęt się niszczy. Mówiło się o ociepleniu klimatu, ale nie sądziłam, że to tak szybko będzie postępować. Szczerze przyznam, że nie wiem, co będzie za kilka lat - podkreśla trzykrotna olimpijka.

Opracowanie: