Koszykarze Los Angeles Lakers po raz szesnasty w historii zostali mistrzami NBA. W decydującym, siódmym spotkaniu finału Lakers pokonali Boston Celtics 83:79.

To było wspaniałe zwieńczenie niesamowitego finału. Po sześciu spotkaniach mieliśmy remis 3:3, a ostatni mecz został rozegrany w Los Angeles. Już przed jego rozpoczęciem wiadomo było, że drużynę z Bostonu czeka trudne zadanie. Okazało się bowiem, że w tym meczu nie może wystąpić Kendrick Perkins. Środkowy Celtics doznał kontuzji w szóstym meczu i ten uraz wyeliminował go z gry.

Mimo to mecz lepiej zaczęli goście. Tym razem w drużynie Celtics nie było zdecydowanego lidera jeśli chodzi o liczbę punktów, natomiast wszyscy gracze pierwszej piątki mieli dobre statystyki. Pierwsze skrzypce grali oczywiście Paul Pierce i Kevin Garnett, ale z dobrej strony pokazał się również zastępujący Perkinsa Rasheed Wallace.

W drugiej kwarcie przewaga Celtów wynosiła nawet dwanaście punktów. Wtedy do pogoni ruszyli gospodarze. Prowadzeni przez Koby'ego Bryanta i Rona Artesta odrobili straty i w czwartej kwarcie doprowadzili do remisu. W ostatnich minutach więcej zimnej krwi zachowali podopieczni Phila Jacksona. Ważny rzut za trzy trafił Artest, Bryant w sumie rzucił 23 punkty i po dramatycznej końcówce Lakers wygrali różnicą czterech oczek.

Tuż po zakończeniu meczu w hali w Los Angeles rozpoczęło się prawdziwe świętowanie. Cieszyli się koszykarze Lakers, a także ich trener Phil Jackson, dla którego jest to jedenasty tytuł w karierze. Za najbardziej wartościowego gracza finałów (MVP) uznany został Kobe Bryant.