Lechia Gdańsk zremisowała 0:0 z Koroną Kielce w ostatnim meczu 22. kolejki piłkarskiej T-Mobile Ekstraklasy. Drużyna z Gdańska awansowała na trzynaste miejsce w tabeli, Korona pozostaje na piątej pozycji.

Korona, która jako jedyna drużyna wygrała w rundzie rewanżowej cztery pierwsze spotkania - w dodatku pozwoliła w nich sobie strzelić tylko jedną bramkę - straciła pierwsze na wiosnę punkty. Kielczanie zaprezentowali się jednak lepiej od Lechii i byli bliżsi zwycięstwa. Z jedenastu spotkań rozegranych w tym sezonie na PGE Arenie Gdańsk aż pięć zakończyło się bezbramkowym remisem.

Ostatni mecz 22. kolejki T-Mobile Ekstraklasy był jednak niezłym widowiskiem. Zawodnicy obu zespołów twardo walczyli o każdą piłkę, nie brakowało też dogodnych sytuacji do zdobycia bramki. Na początku gra toczyła się przy nieznacznej przewadze gości, jednak pierwsi przed szansą strzelenia gola stanęli gdańszczanie. W 12. minucie bliski szczęścia był Jakub Kosecki, ale jego uderzenie zablokował Tadas Kijanskas.

W rewanżu Maciejowi Korzymowi, który popisał się dynamiczną indywidualną akcją, piłkę w ostatniej chwili wybił wślizgiem w polu karnym Łukasz Surma. Za chwilę groźnie, po strzałach Koseckiego i Ivansa Lukjanovsa było pod bramką gości - pierwsze uderzenie zostało zablokowane, a drugie przeszło tuż obok słupka. W 39. minucie błąd przy wyjściu do dośrodkowania popełnił bramkarz Lechii Wojciech Pawłowski, ale w tej samej sytuacji zrehabilitował się broniąc strzał Kamila Kuzery.

Druga połowa stała pod znakiem jeszcze większej dominacji Korony. W 52. minucie po dośrodkowaniu z rzutu rożnego najlepszy na boisku słowacki stoper Pavol Stano próbował z przewrotki zaskoczyć Pawłowskiego. Z kolei trzy minuty później Lechia powinna objąć prowadzenie, jednak po zagraniu z prawej strony Lukjanovsa Piotr Grzelczak posłał piłkę z 17 metrów obok słupka.

W 70. minucie po starciu z Jakubem Wilkiem boisko z rozciętą głową musiał opuścić Vlastimir Jovanovic. Z każdą chwilą rosła przewaga kieleckiego zespołu, ale goście nie zdołali jej udokumentować bramką. Tymczasem niewiele brakowało, aby w 90. minucie Piotr Wiśniewski zapewnił gospodarzom zwycięstwo - jego uderzenie z ośmiu metrów obronił Zbigniew Małkowski.

PAP/Kuba Wasiak