Brazylia pokonała Kubę 3:2 w drugim meczu grupy F finałowego turnieju Ligi Światowej siatkarzy. Broniący tytułu "Canarinhos" zafundowali swoim kibicom prawdziwy dreszczowiec, bo po dwóch pierwszych setach przegrywali 0:2.

W konfrontacji aktualnych mistrzów z wicemistrzami świata sprawdziło się stare siatkarskie powiedzenie, że jeśli nie wygrywa się w trzech setach, prowadząc 2:0, to przegrywa się w pięciu. Po dwóch partiach zanosiło się na niespodziankę, jednak ostatecznie najlepsza drużyna świata wyszła z tarapatów i pokonała Kubańczyków.

W pierwszych dwóch setach "Canarinhos" popełnili masę błędów. Kubańczycy zaskakiwali za to skutecznością, walcząc o każdą piłkę. Pod koniec drugiej partii przy stanie 22:21 dla Kuby, Lucas posłał najpierw piłkę z zagrywki w aut, a później dwa razy Max Vissotto został zablokowany po atakach ze skrzydła.

W trzecim secie trener mistrzów świata, Bernando Rezende, zdecydował się dokonać kilku zmian, jak się później okazało - zbawiennych. Na rozegraniu wystawił swojego syna Bruno, na boisku pojawił się również legendarny Giba. W tym zestawieniu Brazylijczycy bez problemów wygrali seta.

Czwarta partia toczyła się pod dyktando Kubańczyków. Drużyna trenera Samuelsa Blackwooda miała aż sześć meczboli, jednak wicemistrzowie olimpijscy wytrzymali próbę nerwów i po ataku Lucasa zwyciężyli 30:28. W tie-breaku również okazali się lepsi, wygrywając 15:12.

Dzisiaj w Ergo Arenie odbędą się jeszcze dwa spotkania. W pierwszym meczu grupy E Argentyna zmierzy się z Włochami, a w ostatniej konfrontacji pierwszego dnia imprezy Polska zagra z Bułgarią.