Mikołaj Rozbicki, uczeń V klasy warszawskiej podstawówki zamiast prezentu na urodziny poprosił o udział w zbiórce. Zadecydował, że chce pomóc ludziom najbardziej potrzebującym. Zebrał pieniądze na 70 obiadów dla najuboższych mieszkańców warszawskiego Mokotowa. Grubą kopertę zaniósł właścicielowi "Baru do Syta".

Pomysł narodził się kilka tygodni przed 11. urodzinami Mikołaja.

To był zwykły wieczór. Zapytałem tatę, czy może mi kupić coś do gry - opowiada naszej reporterce Mikołaj - Powiedział "jasne, ale to przemyśl". No i przemyślałem, że chciałbym na swoje urodziny zrobić zbiórkę.

O pomoc w zorganizowaniu przedsięwzięcia chłopiec poprosił tatę. Ojciec informował rodziców dzieci, które miały przyjść do Mikołaja na urodziny, żeby nie przynosili prezentów, tylko wpłacili pieniądze na wybrany przez chłopca cel. Udało się zebrać znaczną kwotę: 1500 zł. To wystarczy na 70 obiadów.

Mikołaj wie, kto potrzebuje jego pomocy.

Na przykłada taka jedna pani, która korzysta z tego baru już od miesiąca - mówi chłopiec - Przyszła, bo zabrakło jej pieniędzy i nie jadła od dłuższego czasu.

Nasza dziennikarka zapytała chłopca, czy nie było mu przykro, kiedy poprosił, by nie przynosić mu prezentów na urodziny?

Na początku to jest smutne, ale kiedy się patrzy, jak inni są bardzo zadowoleni, to moim zdaniem lepsze jest dawanie niż dostawanie. Jak zasypiam, to jestem zadowolony, że potrzebujący też mogą spać spokojnie przez następne 70 obiadów - puentuje Mikołaj.

Jakie to uczucie, kiedy daje się komuś coś takiego?

Na początku bardzo nieśmiałe, ale później robi się naprawdę przyjemnie i ma się taką satysfakcję z pomagania - opowiada Mikołaj. I już zapowiada, że to nie była jednorazowa akcja.

W przyszłości może nawet zrobię zbiórkę w szkole - planuje.

Angażowanie się w pomoc dla potrzebujących nie jest dla Mikołaja czymś nowym. Przez kilka lat towarzyszył tacie w zbiórce jedzenia i innych artykułów, potrzebnych podopiecznym domu dziecka na warszawskiej Białołęce.

Dla rodziny bardzo ważne jest kształtowanie w dzieciach miłości do świata i ludzi, nie tylko tych najbliższych.

Pokazujemy naszym dzieciom, że inni ludzie też mają potrzeby i można im pomóc w praktyczny sposób - mówi Igor Rozbicki, tata Mikołaja. Taka wrażliwość na problemy innych została zasiana, kiedy syn miał 6-7 i brał udział najpierw w jednej, potem w kolejnych akcjach mikołajkowych. Zbieraliśmy artykuły na rzecz mieszkańców domu dziecka, zachęcaliśmy ludzi do udziału, rozdawaliśmy ulotki. Finałem takiej akcji jest wyjazd ze wszystkimi wolontariuszami właśnie do domu dziecka. Kiedy się wręcza tym kochanym dzieciakom to, co zebraliśmy, to ich radość jest bezcenna! Mikołaj doświadczył tego parę razy, poznał praktyczny wymiar pomagania i dlatego jest mu to bliższe - mówi ojciec chłopca.

Nasze dzieci, Mikołaja i Weronikę, uczymy myślenia sprawczego, bo jedna rzecz to widzieć, że ktoś potrzebuje wsparcia, a druga - móc coś z tym zrobić - dodaje pani Anna, mama 11-latka - Czasami są to niewielkie, spontaniczne rzeczy. Wystarczy, że tak jak w klasie Mikołaja, złoży się kilkanaście osób, i już udaje się zebrać sporą kwotę.

Państwo Rozbiccy rozmawiają z dziećmi o tym, co się dzieje na świecie. I podkreślają, że jest dużo rzeczy, na które nie mamy wpływu, ale jest wiele takich, z którymi naprawdę można coś zrobić.

Po zbiórce Mikołaja mam już informacje od kilku rodziców, że teraz sami planują systematycznie wpłacać na zawieszone obiady - uśmiecha się pani Anna - Mikołaj poruszył wszystkich swoim sercem, ponad wiek wielkim, i to echo się poniosło po bliższych i dalszych znajomych i wlało trochę otuchy, że jest nadzieja, że wszystko będzie dobrze, skoro są dzieci, które rozumieją i widzą bardzo dużo i dużo dają z siebie.

Wybór "Baru do Syta", wydającego tzw. zawieszone obiady, był nieprzypadkowy.

Wiedzieliśmy, że jest taki fajny człowiek jak Grzegorz, a Mikołaj w swoim marzeniu chciał pomóc najbardziej potrzebującym tej zimy. Połączyliśmy fakty, do tego doszedł element lokalności, więc zadzwoniłem do Grzegorza i pojechaliśmy - mówią rodzice chłopca.

Grzegorz Jędrzejczak doskonale pamięta moment, kiedy odebrał telefon.

Zadzwonił pan i mówi, że syn uzbierał pieniądze i chce je przynieść, więc oczywiście zaprosiłem, żeby przyjechali - mówi właściciel baru - Myślałem, że to będzie kilkadziesiąt złotych, ale kiedy weszli całą czwórką i dali mi kopertę, to po prostu zaniemówiłem. W środku było 1 540 złotych.

W "Barze do syta" właściciel karmi codziennie 60 potrzebujących osób - dwa razy więcej, niż miesiąc temu. Ale dzięki ludziom dobrej woli, obiadów może wydawać jeszcze więcej.

Jeśli znacie kogoś, kto potrzebuje, weźcie go za rękę, przyprowadźcie do nas, bo ludzie się wstydzą - apeluje Grzegorze Jędrzejczak - Mamy zapas zawieszonych obiadów, nikt nie wyjdzie od nas głodny. A jeśli trzeba będzie, to powiększę bar i dalej będziemy działać.

Mikołaj i jego siostra zapoznali się z barowym wężem Stefanem, zrobili pamiątkowe zdjęcia, a rodzice nie kryją, że są dumni.

Zasialiśmy to ziarno dawno temu i nie spodziewaliśmy się takiej postawy już w 11. urodziny - mówią - Mikołaj jest wrażliwy, martwią go różne rzeczy, bo z dziećmi rozmawiamy o wszystkim i nie unikamy żadnych tematów. Ale to fantastyczne, że mimo tych chmur nad głowami, można zrobić coś takiego i zobaczyć słońce.

A na koniec, na prośbę Mikołaja. Mam jeden przekaz do pana Grzegorza - mówi chłopiec - I love you too.

 

Opracowanie: