​Niewykluczone, że Pomorskie ma najbogatsze tradycje świąteczne w kraju. To dlatego, że pewnym sensie nie ma tradycji własnych. To raczej zlepek tego, co przywieźli ze sobą mieszkańcy, którzy zaczęli osiedlać się tu po 1945 roku, z tradycjami rdzennych mieszkańców Kaszub czy Kociewia.

W Trójmieście na przykład wystarczy porozmawiać w większym gronie o tradycyjnych wigilijnych potrawach, żeby przekonać, że "co dom, to obyczaj". U jednych królują pierogi z kapustą, u drugich krokiety, a u innych uszka z grzybami. Kolejni zajadają się kulebiakiem, o których ich najbliżsi sąsiedzi nigdy nie słyszeli. Podobnie jak o makagigach.

Dziś raczej wszędzie jednak na stołach zagoszczą karp i barszcz. Pewnie niemal wszędzie słychać będzie też dźwięk łamanego opłatka, choć jeszcze kilkadziesiąt lat temu nie było to oczywiste.

Pomorze to multikulturowy tygiel. Zwyczaje kaszubskie, kociewskie, żuławskie czy borawiackie mieszają się z tymi przywiezionymi chociażby z Kresów albo terenów Wielkopolski czy Mazowsza przez ludzi, którzy zasiedlali te ziemie tuż po II Wojnie Światowej.

Na stole nie tylko karp

Na pewno najważniejszym punktem świąt Bożego Narodzenia jest ich Wigilia. Oczywiście złożona z 12 dań. Ta tradycja nie zmienia się, bez względu na pochodzenie. Wśród nich znajdzie się karp, ale też wiele innych ryb, także tych stricte lokalnych.

Dla Kaszubów - najliczniejszej grupy rdzennych mieszkańców - obowiązkowym punktem na stole będzie "brzadowô zupa", czyli tak zwana zupa z brzadu. To słodka, zupa gotowana z suszonych owoców: jabłek, gruszek czy śliwek. 

Borowiacy, zamieszkujący okolice Borów Tucholskich, powiedzą z kolei o obowiązkowej zupie z suszonych grzybów. Wspomniane już pierogi znajdą się pewnie na wielu stołach ale na Kociewiu zaskoczeniem nie powinny być na przykład pierogi z... karmelem. Tam też popularnych świątecznym słodyczem wciąż są fefernuski - małe lukrowane ciasteczka zrobione z ciasta piernikowego.

Podpłomyk i opłatek

Ciekawie w Pomorskiem rzecz ma się z opłatkiem. Choć w większości domów zwyczaj łamania się nim przy składaniu życzeń i jest znany i dziś już wręcz popularny, to nie zawsze tak było. W "Roku Obrzędowym na Pomorzu" autorstwa Bożeny Stelmachowskiej przeczytać można, że na Kociewiu tradycyjny opłatek kiedyś był zastępowany podpłomykiem, a wśród kaszubskich rybaków nieobecność opłatka podczas świąt to coś zupełnie normalnego. Być może dlatego, że na Kaszuby dotarł on dopiero w XX wieku, a powszechny stał się dopiero po II Wojnie Światowej. Podobnie z resztą jak sama wieczerza wigilijna czy choinka, wcześniej jej rolę pełnił snopek siana.

Z prezentami przychodzi Gwiazdor

W okresie Gòdë czyli szeroko pojętego Bożego Narodzenia na Kaszubach nie spotkamy kolędników. Spotkamy Gwiżdżów, choć to tradycja kultywowana już coraz rzadziej. Co z prezentami? Te oczywiście są, dyskusyjna zostaje jednak kwestia tego kto i kiedy nimi odbarowuje.  Święty Mikołaj jest oczywiście znany. Wydaje się jednak, że odwiedza on jedynie dzieci w dużych miastach. Przynajmmniej w wigilię, bo na Kaszubach u dzieci był już 6 grudnia. W wigilie prezenty daje im jednak Gwiazdor. To postać w grubym kożuchu, dzierżąca tak zwany korbacz  z twarzą przysłoniętą larwą. Nie brzmi to najprzyjaźniej. I rzeczywiście wizyta gwiazdora u niejednego kaszubskiego dziecka skończyła się wieloletnią traumą. Zwłaszcza, gdy potrafił on odpytywać ze znajomości modlitw i wspomnianym korbaczem okazać niezadowolenie z efektów.

Zapomnianą już nieco postacią związaną ze świątecznymi podarkami jest Siwy Koń, którego spotkać można było na Żuławach.  Tam wierzono, że najstarszy zwierzak z zagrody wykopuje w święta prezenty spod ziemi...

Adwentowe mateczki

Żuławy znane są także z "adwentowych mateczek" - starszych pań, które odbywały w adwencie nietypową "kolędę" po domach, zbierając datki na organizację godnych świąt dla najuboższych. Przy okazji tych wizyt, odpytywały najmłodszych z modlitw i nagradzały obietnicą prezentów. Niemalże jak Gwiazdor, prawda? Najmniej stresująco sprawa prezentów wyglądała na Kociewiu. Tam z kolei w Wigilijny poranek dzieci stawiały na parapetach domów puste talerze, aby na drugi dzień znaleźć je wypełnione łakociami. 

Opracowanie: