Protest pracowników firmy rolniczej w Częstochowie. Spółce, która prowadzi największa fermę bydła mlecznego na Śląsku, może grozić likwidacja, a to oznaczałoby konieczność zwolnienia ok. 90 pracowników.

Na co dzień pracują w firmie rolniczej w Raciborzu na Śląsku. Dziś jednak wsiedli w autobus i pojechali na północ regionu, aby protestować w Częstochowie. Tam bowiem mieści się oddział Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa. A to ten Ośrodek  jest właścicielem gruntów, które obecnie dzierżawi raciborska firma.

Za dwa tygodnie umowa tej dzierżawy się kończy, a to może oznaczać kłopoty z zatrudnieniem. Dlatego pracownicy firmy pokonali dziś prawie 200 kilometrów w jedną stronę, aby domagać się przedłużenia umowy i ratować w ten sposób swoje miejsca pracy.

Wśród pracowników są rodziny, w których i mąż, i żona pracują w firmie. Protest to ostatnie co nam pozostało. Pisaliśmy pisma do KOWR, próbowaliśmy wyjaśnić naszą sytuację. Prosiliśmy o spotkanie, o jakiekolwiek rozmowy, jednak  druga strona nie była tym zainteresowana  - mówi Roman Nowak, przewodniczący "Solidarności" w przedsiębiorstwie.

Jak informuje Śląsko-Dąbrowska "Solidarność" przedsiębiorstwo powstało na początku lat 90. XX wieku. Aby móc wydzierżawić państwowe grunty, spółka musiała przejąć i zatrudnić pracowników zlikwidowanego PGR, spłacić jego długi oraz wykupić zabudowania i inne środki trwałe, które w znacznej części nie nadawały się do dalszego użytku.

Spełniliśmy te wszystkie wymagania. Udało nam się zbudować dobrze prosperująca firmę. Przetrwaliśmy powódź tysiąclecia w 1997 roku. Za to teraz możemy zostać zniszczeni przez biurokrację. Tak po prostu, bez żadnego merytorycznego powodu - mówi Roman Nowak.

W czasie dzisiejszej manifestacji w siedzibie KOWR-u zostawili pisemny apel w obronie miejsc pracy.