W Krakowie rozpoczął się dziś 38. Krajowy Zjazd Komunikacji Miejskiej. Obecni są na nim przedstawiciele miejskich przedsiębiorstw komunikacyjnych. Apelują oni do rządu o pomoc dla przewoźników publicznych z powodu rosnących kosztów energii.

Brak pomocy samorządowcom może oznaczać drastyczne podwyżki cen biletów, cięcia kursów i częstotliwości, a nawet zawieszenie kursów niektórych, najmniej opłacalnych linii. Problemem jest też brak kierowców.

"Co z miastami takimi, jak Rzeszów czy Tychy?"

Wystosowaliśmy apel do premiera z prośbą o wdrożenie mechanizmów osłonowych dla autobusów nisko- i zeroemisyjnych. Staramy się wprowadzać autobusy ekologiczne - gazowe i elektryczne - mówi Marcin Żabicki z Izby Gospodarczej Komunikacji Miejskiej.

Jak dodaje, dla Izby "wydaje się zasadne wystąpienie o wdrożenie takiego mechanizmu, który choćby wyrównał nadwyżkę w kosztach funkcjonowania takich autobusów (nowoczesnych ekologicznych i starych - red.)".

Firmy, które postawiły na autobusy gazowe są teraz bardzo poszkodowane, a drżę na myśl, co będzie, gdy gazu zabraknie. Co z miastami takimi, jak Rzeszów czy Tychy? Odstawienie takich autobusów spowoduje niemożność funkcjonowania komunikacji - stwierdził Marcin Żabicki.

Przewoźnicy będą musieli podejmować różne działania, by próbować zbilansować działanie komunikacji miejskiej. Wszyscy przewoźnicy twierdzą, że podwyżki cen biletów będą konieczne. Konsekwencjami takiej sytuacji obarczone są samorządy, mniejsze miasta będą miały większy problem z przesunięciem środków.

"Samorządy bez pomocy rządowej będą musiały podnosić ceny"

Liczymy że rząd pochyli się nad naszymi problemami, bo w przeciwnym razie wzrost cen biletów jest nieunikniony. Chodzi o to, by na cele publiczne energia elektryczna była w jakiejś określonej taryfie i żeby nie było wzrostów kilkusetprocentowych w skali roku - mówi prezes zarządu MPK Lublin Tomasz Fulara.

Jak dodaje, "samorządy bez pomocy rządowej będą musiały podnosić ceny".

Będziemy się starali nie ograniczać przejazdów, bo naszą rolą jest wozić ludzi i dostarczać ich do pracy, czy w inne miejsca, ale w większości samorządów idzie to w stronę zadłużenia się i kredytowani po to, by pasażerowie mogli na czas dotrzeć do pracy - dodaje Tomasz Fulara.

"Niezbyt racjonalne zarządzanie państwem"

Samorządy są drenowane przez niezbyt racjonalne zarządzanie państwem - mówi z kolei prezes zarządu Komunikacja Miejska - Płock Sp. z o.o. Marcin Uchwał.

Dochodzimy do granicy, do pewnego sufitu dla cen biletów, nie jesteśmy już w stanie ich za bardzo podwyższać, aby w jakikolwiek sposób było to akceptowalne przez pasażerów. Z jednej strony walczymy o pasażerów, aby przywozić zaufanie do transportu publicznego po pandemii. Praktycznie wszędzie w ciągu ostatnich dwóch lat były podwyżki, a nie możemy teraz obciążać pasażerów kosztami, za które nie zawinili, a obciążenie dodatkowe kosztami tylko pogorszy ich sytuację finansową. Doszliśmy już do ściany. Powinna być osłona rządowa, która wspomoże branżę. Z tarcz antykryzysowych komunikacje miejskie zostały perfidnie wycięte - oczekujemy, że strona rządowa wspomoże nasze środowiska, by realizować jedno z ważniejszych zadań gminy czyli transport publiczny. Oczekujemy np. zamorzenie cen paliwa, czy zwolnienie z VAT-u - dodaje Marcin Uchwał.

Problemy z pracownikami i rosnącymi kosztami mają już prawie wszystkie spółki komunikacyjne w kraju.

500 złotych brutto więcej od października będą zarabiać kierowcy w Krakowskim MPK. Miasto ograniczyło liczbę kursów od nowych powakacyjnych rozkładów jazdy, ale kolejna zmiana ma nastąpić w październiku. Jak mówi Marek Gancarczyk z krakowskiego MPK, wciąż brakuje około 50 osób do pracy.

Chcemy, żeby to wynagrodzenie w 2023 roku dla kierowców autobusów wynosiło około 5 tysięcy złotych na rękę. Od października każdy kto przyjdzie do pracy będzie zarabiał od 4500 do 4800 złotych netto, czyli na rękę - dodaje rzecznik MPK Kraków.

Opracowanie: