Prezydent USA przerwał odpoczynek w Chicago i poleciał do Nowego Orleanu, by osobiście sprawdzić, jak przebiega akcja tamowania wycieku ropy w Zatoce Meksykańskiej. Zdaniem wielu obserwatorów, to najtrudniejsza krajowa wizyta Baracka Obamy od początku jego prezydentury. Spodziewane są protesty.

Ludzie zarzucają Barackowi Obamie, że jego administracja zbyt późno zareagowała na informacje o katastrofie ekologicznej. Twierdzą, że to rząd powinien wziąć na siebie akcję tamowania ropy. W tej chwili na wybrzeżu prezydent ma więcej przeciwników niż zwolenników i z pewnością tak zaplanowano jego wizytę, aby nie doszło do spotkania z mieszkańcami.

Amerykański prezydent liczył na to, że zdoła przypodobać się miejscowym, mówiąc, że bierze na siebie pełną odpowiedzialność za zaniedbania administracji, które osłabiły nadzór nad koncernami naftowymi winnymi katastrofy ekologicznej. Te słowa jednak tylko podgrzały atmosferę.

Miejscowe sądy dosłownie zasypywane są pozwami - nie tylko rybaków, którzy z powodu katastrofy ekologicznej nie mogą łowić, ale też hurtowników, właścicieli firm przewozowych czy restauratorów. Wszyscy chcą odszkodowań. Załamał się bowiem handel owocami morza.