Od ponad miesiąca żyją osobno. Ołena Zełenska, kontakt ze swoim mężem, prezydentem Ukrainy utrzymuje wyłącznie telefonicznie. O kulisach związku, a także Ukraińcach doświadczonych wojną Pierwsza Dama opowiedziała w wywiadzie dla amerykańskiej telewizji CNN. "Celem numer jeden jesteśmy wszyscy" - ostrzegła Zełenska.

Christiane Amanpour z CNN przeprowadziła z pierwszą damą wywiad za pomocą maili. Od wybuchu wojny Ołena Zełenska rozmawia z dziennikarzami wyłącznie pisemnie w obawie, że Rosjanie mogliby przechwycić rozmowę telefoniczną i poznać jej lokalizację. Żona prezydenta Ukrainy, a także sam Zełenski zapewniali wcześniej, że pozostają w swoim kraju i nie zamierzają z niego wyjeżdżać. Amerykańskiej telewizji Zełenska powiedziała jednak, że od ponad miesiąca nie mieszka ze swoim mężem.

Włodymyr i jego zespół właściwie mieszkają w biurze prezydenta. Z powodu niebezpieczeństwa, mnie i moim dzieciom zabroniono tam zostać. Tak więc od ponad miesiąca rozmawiamy tylko przez telefon - wyjaśniła.

Pierwsza Dama podkreśliła, że "Zełenski jest wspaniałym ojcem i takim samym prezydentem Ukrainy".

On się nie zmienił. Po prostu więcej ludzi zobaczyło go moimi oczami - przekonywała.

Dzieci pary prezydenckiej: 17-letnia Aleksandra i 9-letni Kirył - obecnie mieszkają ze swoją mamą.

Dzieci w tym czasie (od wybuchu wojny w Ukrainie - przyp. red.) bardzo urosły. Czują się odpowiedzialne za siebie nawzajem i osoby wokół nich - powiedziała.

Po prostu mówimy im o wszystkim, co się dzieje. Kiedy oglądam wywiady dzieci z Buczy lub słyszę historie moich przyjaciół, zdaję sobie sprawę, że dzieci rozumieją wszystko lepiej niż dorośli. Patrzą na esencję - dodała Zełenska. Żona prezydenta Ukrainy wyznała, że "czuje się teraz jakby chodziła po linie". 

Jeśli zaczniesz się zastanawiać, jak to zrobić, stracisz czas i równowagę. Dlatego, żeby się utrzymać, trzeba po prostu iść do przodu i robić to, co się robi. W ten sam sposób, o ile mi wiadomo, trzymają się wszyscy Ukraińcy - przyznała. 

Nowe priorytety

Wcześniej Zełenska zajmowała się m.in. szkolnictwem. Tuż przed wybuchem wojny rozpoczęła reformę żywienia w ukraińskich placówkach. Teraz priorytety się zmieniły.

Ewakuujemy najbardziej bezbronne dzieci i sieroty do krajów, które zgadzają się przyjąć je na leczenie i rehabilitację. Główny szlak przebiega przez Polskę, a stamtąd do innych krajów europejskich - wyjaśniła Zełenska. Pierwsza dama zajmuje się także sprowadzaniem do swojego kraju inkubatorów.

W wielu szpitalach dochodzi do przerw w dostawie prądu, a życie dzieci jest zagrożone. Dlatego potrzebujemy urządzeń, które bez przerwy ratują życie. Dostarczono już dwa takie urządzenia, a planowana jest dostawa kolejnych ośmiu inkubatorów - powiedziała. Pierwsza dama stara się także wspierać uchodźców z Ukrainy w nowych miejscach, do których trafili.

Dzieci potrzebują przyspieszonej socjalizacji w nowym miejscu. W szczególności dotyczy to tysięcy dzieci z autyzmem, które znalazły się za granicą. Wspólnie z ambasadami koordynujemy też wydarzenia wspierające Ukrainę. W trakcie kilku międzynarodowych koncertów zebrano już pieniądze na pomoc humanitarną dla Ukraińców - powiedziała. 

"Rosjanie nie chcą widzieć tego, co widzi cały świat"

Zełenska podkreśliła, iż istotnym jest aby temat wojny w Ukrainie nie spowszedniał. 

By nasze ofiary nie stały się jedynie liczbami w statystykach. Dlatego komunikuję się z ludźmi za pośrednictwem zagranicznych mediów. Nie przywyknijcie do naszego cierpienia! - zaapelowała. 

Jeśli przyjrzymy się temu uważniej, staje się jasne, że celem Rosjan jest każdy Ukrainiec: każda kobieta, każde dziecko. Ci, którzy niedawno zginęli wskutek rosyjskiego ostrzału rakietowego podczas próby ewakuacji z Kramatorska, nie byli członkami rodziny prezydenckiej, byli po prostu Ukraińcami. Tak więc dla wroga celem numer jeden jest każdy z nas - powiedziała Ołena Zełenska. Według pierwszej damy poziom rosyjskiej propagandy często jest porównywany do propagandy Goebbelsa z okresu II wojny światowej". 

Jednak moim zdaniem jest on znacznie wyższy, ponieważ w tamtych czasach nie było internetu i ogólnego dostępu do informacji, jak to ma miejsce obecnie. Teraz każdy na własne oczy może zobaczyć zbrodnie wojenne - na przykład te popełnione przez Rosjan w Buczy, gdzie na ulicach leżały ciała cywilów ze związanymi rękami. Ale problem polega na tym, że Rosjanie nie chcą widzieć tego, co widzi cały świat. Po to, żeby czuć się bardziej komfortowo. W końcu łatwiej powiedzieć: "To wszystko jest fikcją" i spokojnie wypić kawę, niż przeczytać historię konkretnej osoby, która zginęła, spojrzeć na jej krewnych i przyjaciół, którzy są w żałobie - podkreśliła Zełenska.