Pełnoskalowa wojna w Ukrainie trwa już prawie dwa lata i końca nie widać. Jak przekonują brytyjskie źródła wywiadowcze, obie strony nie są w stanie dokonać istotnego przełomu na polu bitwy, dlatego nie spodziewajmy się rozstrzygnięć w 2024 roku. Rozwiązaniem może być jednak przeciągnięcie konfliktu do 2025 roku, ale i ten plan ma pewne wady.

Wkrótce, bo już 24 lutego, miną dwa lata, odkąd Rosjanie napadli na Ukrainę. W tym czasie wydarzyło się bardzo wiele. Ukraińcy po początkowych stratach terytorialnych, heroicznej obronie Kijowa i innych kluczowych miast, przy wsparciu Zachodu jesienią 2022 roku przeprowadzili spektakularną kontrofensywę, dzięki czemu odzyskali tereny na północnym-wschodzie i południu kraju.

Początek minionego roku to znów ataki Rosjan, głównie na wschodzie Ukrainy, które poskutkowały zdobyciem m.in. Bachmutu w obwodzie donieckim. Zarówno Ukraińcy, jak i Rosjanie przypłacili te walki horrendalnymi stratami w ludziach i sprzęcie. Do tego stopnia, że zaważyły one na późniejszych wydarzeniach.

Mowa o szeroko zapowiadanej ukraińskiej kontrofensywie, której celem było m.in. przerwanie rosyjskiego korytarza na Krym. Działania, które rozpoczęły się początkiem czerwca ubiegłego roku w południowej części kraju, dla Ukraińców zakończyły się fiaskiem. W ocenie wielu komentatorów brakło sił i środków, które utracono na początku ubiegłego roku.

Na przełom w tym roku nie ma co liczyć

Wiele wskazuje na to, że rok 2024 będzie kolejnym, w którym na ukraińskim froncie nie dojdzie do przełomu. Uważają tak m.in. przedstawiciele brytyjskiego wywiadu, którzy - cytowani przez portal dziennika "The Times" - przekonują, że Ukraina nie ma wystarczającej liczby żołnierzy ani sprzętu. Rosjanie również nie mają sił, by przejść do ofensywy, która pozwoliłaby im przebić się przez ukraińskie linie obronne.

Rok 2024 nie przyniesie wielkich sukcesów operacyjnych. Jest mało prawdopodobne, aby w tym roku nastąpił duży przełom - powiedziało jedno ze źródeł w brytyjskim rządzie. Według anonimowego rozmówcy, jednym ze sposobów na zwycięstwo Ukrainy jest osłabienie Władimira Putina i jego armii do tego stopnia, że rosyjski przywódca ostatecznie się podda.

Niezależnie od progu bólu prezydenta Rosji, nie będzie on w stanie prowadzić wojny w nieskończoność - powiedział pragnący zachować anonimowość rozmówca, cytowany przez "The Times". Dlatego - jego zdaniem - konieczne jest przedłużenie konfliktu co najmniej do 2025 roku, by wystawić na próbę determinację Putina i sprawdzić, czy nie blefuje.

Nie wydaje się to być głupim pomysłem. W miniony weekend brytyjski resort obrony opublikował prognozę, z której wynika, że jeśli straty w siłach rosyjskich utrzymają się na obecnym poziomie (ok. 300 zabitych i rannych każdego dnia), to do 2025 roku Rosjanie mogą stracić pół miliona żołnierzy (mowa rzecz jasna zarówno o zabitych, jak i rannych).

Na osłabienie determinacji rosyjskiego przywódcy mogą wpływać także wysokie koszty prowadzenia wojny. "The Times" pisze, że sięgają one niemal 40 proc. całkowitych wydatków z budżetu państwowego. To więcej pieniędzy niż w Rosji przeznacza się na zdrowie i edukację razem wzięte.

Problem ze Stanami Zjednoczonymi

Nie wszystko maluje się jednak w tak jasnych barwach. Przyczyn jest wiele, ale trzeba wspomnieć o dwóch - coraz większe zmęczenie wojną w ukraińskim społeczeństwie i niepewność ze strony Stanów Zjednoczonych. Amerykańska administracja pod koniec ubiegłego roku ogłosiła ostatni pakiet pomocy wojskowej dla Ukrainy, którego wartość wynosiła ok. 250 mln dolarów. To ostatnia transza uzbrojenia, jaką Waszyngton przekaże Kijowowi bez uchwalenia nowych środków przez Kongres.

W dwuizbowym parlamencie Ameryki trwa obecnie przerwa świąteczno-noworoczna, która zakończy się 8 stycznia. Negocjacje pomiędzy Republikanami i Demokratami w sprawie nowego pakietu pomocy dla Ukrainy mają odbywać się w jej trakcie. Całym problemem, który te negocjacje wstrzymywał, nie była kwestia Ukrainy, tylko ochrony granic. To jest meritum negocjacji prowadzonych przez Republikanów i Demokratów - wyjaśniał niedawno na antenie internetowego Radia RMF24 Mateusz Piotrowski, analityk Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.

W przypadku USA chodzi też o inną kwestię, o której pisze "The Times". Europa musi być przygotowana na to, że Waszyngton przestanie wspierać Kijów. Anonimowe źródło dziennika twierdzi, że prezydent Rosji liczy na zmianę w Białym Domu i zastąpienie Joe Bidena Donaldem Trumpem, który może zakręcić kurek z pomocą wojskową. Nieprzewidywalność co do przyszłości administracji USA oznacza, że narody europejskie starają się przygotować na każdy scenariusz.

Czy Europę kontynentalną stać na odpuszczenie (konfliktu - przyp. red.) tylko dlatego, że Donald Trump mówi, że nie będzie już dolarów amerykańskich (dla Ukrainy - przyp. red.)? Myślę, że większość (krajów Europy - przyp. red.) zdaje sobie sprawę, że nie można pozwolić Putinowi wygrać, ponieważ konsekwencje dla bezpieczeństwa europejskiego będą poważne - powiedział rozmówca "The Times".

Niektórzy zachodni urzędnicy uważają, że Ukraina nadal może utrzymywać swoje terytorium bez wsparcia Ameryki, która od początku pełnoskalowego konfliktu przekazała Ukrainie pomoc liczoną w miliardach dolarów. O wiele łatwiej jest utrzymać Ukrainę w defensywie, jej zdolność do obrony terytorium, niż (pomóc) jej przejść do ofensywy. (...) Przynajmniej jeśli chodzi o to, myślę, że na dłuższą metę jesteśmy pewni siebie - powiedział jeden z zachodnich urzędników, cytowany przez "The Times".

Dotychczas krajom Unii Europejskiej nie udało się jednak dojść do porozumienia w sprawie czteroletniego pakietu pomocy finansowej dla Ukrainy o wartości 50 mld euro ze względu na weto Węgier.

Ukraina ma się czego obawiać?

Pomimo obecnego impasu na froncie, gdzie żadna ze stron nie ma dość sił i środków, aby dokonać znaczącego przełomu, Kreml wydaje się tym nie przejmować. Jak niedawno informował niemiecki dziennik "Bild", powołując się na dane wywiadowcze, Moskwa ma pracować nad wdrożeniem nowego średnioterminowego planu wojennego przeciw Kijowowi. Wynika z niego, że do końca 2026 roku Rosja chce zająć większość terytoriów obwodów zaporoskiego, dniepropietrowskiego i charkowskiego.

"Władze Federacji Rosyjskiej liczą na spadek poparcia Zachodu dla Ukrainy, a także pozorowane negocjacje mające na celu wprowadzenie w błąd co do pokojowych intencji Rosji" - czytamy na łamach "Bildu".