Choć ukraińskie władze od miesięcy wzywały zachodnich sojuszników do przekazania broni dalekiego zasięgu, by móc razić rosyjskie cele wojskowe daleko za linią frontu, to przeprowadzone w tym tygodniu ataki za pomocą dronów na lotniska wojskowe pod Riazaniem i Engelsem pokazały, że Ukraina jest w stanie walczyć bez zachodniego sprzętu. "W Rosji nie ma już bezpiecznych miejsc" - powiedział ukraiński urzędnik ds. obronności, cytowany przez portal Financial Times.

W tym tygodniu ukraińskie wojsko udowodniło, że jest w stanie przeprowadzać ataki daleko w głąb terytorium Rosji bez udziału zachodniego sprzętu. Najpierw w poniedziałek doszło do dwóch niemal jednoczesnych eksplozji na lotniskach wojskowych pod Riazaniem (ok. 120 kilometrów na południowy-zachód od Moskwy) i Engelsem, a dzień później w bazie wojskowej w Kursku wybuchł pożar, który - według lokalnych władz - był następstwem ataku bezzałogowca.

Ukraińscy urzędnicy ds. obronności powiedzieli, cytowani przez portal Financial Times, że ataki, w których - zdaniem Rosji - zginęły trzy osoby i lekko uszkodzone zostały dwa samoloty wojskowe, są częścią nowej taktyki, mającej na celu zakłócenie planowania działań wojennych przez siły rosyjskie i wstrząśnięcie opinią publiczną, by zrozumiała, że "nie ma już bezpiecznych miejsc".

Te ataki są powtarzalne. Nie mamy ograniczeń co do odległości i wkrótce będziemy w stanie sięgnąć wszystkich celów w Rosji, w tym na Syberii - powiedział doradca ukraińskiego rządu ds. obronności, którzy zastrzegł sobie anonimowość. Na Ukrainie wiemy, jak trudno jest bronić się przed tego typu atakami z powietrza. Wkrótce i w Rosji nie będzie bezpiecznych miejsc - dodał.

Ukraiński rząd nie przyznał się do ostatnich ataków. Są one objęte tajemnicą, co jest typowe dla innych operacji specjalnych sił ukraińskich, takich jak październikowy połączony atak bezzałogowych statków powietrznych i podwodnych na bazę morską w Sewastopolu.

Rosja słabo chroni strategiczne obiekty

To, co wyróżnia ostatnie ataki ukraińskiego wojska, to zasięg i fakt, że niezdolne do reakcji były rosyjskie systemy obrony przeciwlotniczej. Do tej pory uderzenie w strategiczne bazy wojskowe na terytorium Rosji było uważane za niemożliwe.

Jedna z baz, lotnisko wojskowe pod Engelsem w obwodzie saratowskim w południowej Rosji, znajdująca się około 600 kilometrów od granicy z Ukrainą, jest miejscem, gdzie przetrzymywane są bombowce strategiczne dalekiego zasięgu Tu-95, zdolne do przenoszenia głowic jądrowych. Według ukraińskich urzędników, z tego lotniska startują również wspomniane bombowce, które potem prowadzą ataki rakietowe na ukraińską infrastrukturę energetyczną.

W tych bazach lotniczych znajdują się bombowce strategiczne, których Rosja używa nie tylko do atakowania ukraińskich obiektów cywilnych, ale także do zastraszania całego świata - powiedział ukraiński analityk wojskowy Serhij Kuzan. Ale ukraińskie uderzenia zniszczyły wizerunek Federacji Rosyjskiej. Nawet takie miejsca są słabo chronione - podkreślił.

Rezultatem powtarzających się ataków na rosyjskie bazy wojskowe daleko za linią frontu może być rozmieszczenie przez Kreml żołnierzy wewnątrz kraju, co pozwoliłoby zabezpieczyć strategiczne obiekty, ale skomplikowałoby prowadzenie wojny w Ukrainie. We wrześniu rosyjska Flota Czarnomorska relokowała część swoich okrętów podwodnych ponad 300 kilometrów na wschód od ich macierzystego portu w zaanektowanym przez Rosję Krymie do Noworosyjska. Powodem były obawy, że okręty będą narażone na ataki ukraińskie.

Te ataki z pewnością sprawią, że Rosjanie będą mniej pewni siebie. Będą musieli pomyśleć o tym, w jaki sposób rozdysponują siły wojskowe i zapewnią im bezpieczeństwo - powiedział zachodni urzędnik ds. obronności. Rosjanie będą wątpić w ich zdolność do obrony swoich strategicznych obiektów  - dodał.

Ukraina ma również nadzieję, że ataki, jeśli będą powtarzane regularnie, pomogą nastawić opinię publiczną w Rosji przeciwko konfliktowi.

Siły podległe Moskwie przeprowadziły do tej pory tysiące ataków za pomocą rakiet i dronów na ukraińską infrastrukturę energetyczną, które pozostawiły ogromne połacie kraju bez prądu, ciepła i bieżącej wody. W przypadku Ukrainy sytuacja jest inna - wszystkie wcześniejsze ataki ograniczały się do obiektów w pobliżu granicy z Rosją lub na Krymie.

Dron o zasięgu 1000 km

Choć taktyka Ukrainy jest jasna, szczegóły techniczne ataków z trwającego tygodnia pozostają niejasne.

Wspomniany Serhij Kuzan zasugerował, że użyte w ataku drony mogły zostać wyprodukowane przez ukraiński państwowy koncern zbrojeniowy Ukroboronprom. Przedstawiciele koncernu niedawno przekazali, że testują drona bojowego o zasięgu 1000 kilometrów. To pokazuje, że Ukraina, nawet w tak trudnych warunkach, jest w stanie opracować wyrafinowane systemy - powiedział.

Ministerstwo Obrony Federacji Rosyjskiej przekazało jednak, że drony były zmodernizowanymi wersjami sowieckich bezzałogowych samolotów rozpoznawczych Tu-141, pochodzących z lat 70. XX wieku.

Opierając się na tych specyfikacjach, ukraiński inżynier, który zajmuje się budową dronów spełniających wymagania wojskowe, powiedział, że te użyte w ostatnich atakach mogły przemieszczać się z prędkością bliską prędkości dźwięku. Zastąpienie oryginalnej kamery Tu-141 pozwoliłoby również na umieszczenie "ponad 50, może nawet 100 kilogramów materiały wybuchowego". Zasadniczo byłby to tani pocisk manewrujący - powiedział inżynier, cytowany przez Financial Times.

Ukraiński doradca ds. obronności powiedział, że drony nie były ani bezzałogowcami opracowanymi przez Ukroboronprom, ani zmodyfikowanymi Tu-141, ale raczej wspólną inicjatywą sektora rządowo-prywatnego, będącego w stanie produkować nowy sprzęt. Szczegółów jak na razie jednak nie ujawniono.