Setki tysięcy ukraińskich dzieci porwanych z terenów zajętych siłą, polityka indoktrynacji prowadzona przez Rosję i brak realnych możliwości prawnej ochrony najmłodszych - to realia rosyjskiej okupacji Ukrainy. Ukraińska rzeczniczka praw dziecka uważa, że nakaz aresztowania wydany przez Międzynarodowy Trybunał Karny należy rozszerzyć na Alaksandra Łukaszenkę oraz przewodniczącego Białoruskiego Czerwonego Krzyża, który otwarcie przyznał, że jego organizacja bierze udział w wywożeniu ukraińskich dzieci.

Rosjanie mają zaplanowaną od dawna politykę rusyfikacji ukraińskiego narodu, w szczególności dzieci. Polityka ta zakłada albo zabicie tych dzieci, okaleczanie ich i złamanie psychiczne na terytorium Ukrainy, albo wykradzenie ich i zwiększenie w ten sposób liczebności własnego narodu - uważa Daria Herasymczuk, doradczyni prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego.

Rzeczniczka praw dziecka uważa, że ten proceder nie zaczął się po lutym 2022 roku, ale dużo wcześniej, bo od momentu, gdy Rosja zajęła Krym w 2014 roku.

Dane dotyczące liczby dzieci, które zostały uprowadzone z Ukrainy, są rozbieżne. Rosyjskie źródła informują o 744 tys. dzieci "ewakuowanych" z terenów zagrożonych konfliktem. "Ewakuacja" to jednak tylko termin, który ma przykryć właściwe działania Moskwy. Mówimy o przymusowych przesiedleniach na masową skalę. Wątpliwości w tej sprawie nie ma Międzynarodowy Trybunał Karny w Hadze, który wydał nakaz aresztowania Władimira Putina.

Rosjanie nie prowadzą żadnego rejestru wywożonych dzieci, więc ani Kijów ani organizacje międzynarodowe nie wiedzą dokładnie, jaką grupę obejmują rosyjskie wyliczenia. Ukraińcy sądzą, że liczby podawane przez Rosjan są zawyżone dla celów propagandowych. 

Z naszych obliczeń wynika, że Rosjanie mogli uprowadzić 200-300 tys. dzieci ukraińskich, ponieważ w przybliżeniu taka właśnie ich liczba przebywała na terytoriach, które znalazły się pod tymczasową okupacją. (...) Nie mamy dostępu do tych terenów i nie wiemy, co się dzieje z tamtejszymi dziećmi, czy jeszcze tam są, czy już zostały wywiezione do Rosji - wyjaśnia Herasymczuk i dodaje, że skalę tego procederu będzie można ocenić dopiero po wyzwoleniu ziem. Oficjalne dane przedstawiane przez Ukraińców mówią o 19 592 dzieciach znanych z imienia i nazwiska, które zostały wywiezione do Rosji, ale wszyscy mają świadomość, że to zaledwie ułamek. 

Młodsze dzieci przyzwyczajają się do rosyjskich rodzin, które nielegalnie je adoptowały czy też po prostu wzięły na wychowanie. Są też jednak takie - podkreśla rzeczniczka - które mają 17 lat, o których wiadomo, że zaraz zostaną zmuszone do przyjęcia rosyjskiego paszportu - a takiej osobie bardzo ciężko będzie już wrócić.

Dzieciom zabrania się mówić po ukraińsku. Są świadectwa dzieci, że za powiedzenie "Sława Ukrainie" zostały pobite pałkami. Dzieci są zmuszane do prac fizycznych, zamykane w karcerach, głodzone - tylko za pozytywne wypowiedzi o Ukrainie.

W procederze uczestniczą też władze Białorusi. Doradczyni prezydenta Zełenskiego odniosła się również do wypowiedzi przewodniczącego Białoruskiego Czerwonego Krzyża Dźmitry Szaucou, który publicznie przyznał, że jego organizacja uczestniczy w wywożeniu ukraińskich dzieci z okupowanych terenów Ukrainy.

Funkcjonariusze białoruskiego reżimu powinni ponieść kary za zbrodnie. Ukraina będzie robić wszystko, by nakaz aresztowania MTK objął także szefa Białoruskiego Czerwonego Krzyża, prezydenta Łukaszenkę oraz innych działaczy państwowych, którzy uczestniczą w tym procederze. Deportacja ukraińskich dzieci na Białoruś to zbrodnia ludobójstwa - przyznała rzeczniczka.

Wojna w Ukrainie uwydatniła też inny problem. Przepisy dotyczące ochrony najmłodszych są co prawda spisane w międzynarodowych dokumentach, ale nie działają realnie. Widzimy, że jeżeli choćby jeden z sygnatariuszy tych wszystkich umów nie przestrzega tych zasad, nie ma mowy o żadnym bezpieczeństwie. Musimy teraz wypracować mechanizmy nacisku na Rosję i Białoruś, wywierać nacisk polityczny, by zmusić oba te kraje do oddania ukraińskich dzieci - podkreśliła Daria Herasymczuk.