Syn rzecznika Kremla Dmitrija Pieskowa Nikolaj Pieskow zakomunikował, że walczył blisko pół roku w szeregach Grupy Wagnera. „To był mój obowiązek. Nie mogłem siedzieć i po prostu patrzeć, jak moi przyjaciele i inni tam są” - utrzymuje 33-latek. Warto przypomnieć, że to właśnie Nikolaj Pieskow tuż po ogłoszeniu częściowej mobilizacji w Rosji we wrześniu ubiegłego roku w rozmowie telefonicznej odmawiał stawienia się w wojskowej komendzie uzupełnień.

Nikolaj Pieskow posługuje się także nazwiskiem Nikolaj Choles. Mówi płynnie po angielsku - w dzieciństwie mieszkał bowiem kilka lat w Londynie. Pracował jako korespondent rosyjskiej telewizji państwowej RT. Razem ze swoim ojcem jest objęty amerykańskimi sankcjami.

W wywiadzie dla prokremlowskiej gazety "Komsoloskaja Prawda", 33-latek zapewnił, że decyzję o dołączeniu do Grupy Wagnera podjął sam. Jak przyznał, nie wiedział jednak, do kogo powinien się zgłosić. Poprosiłem tatę i pomógł mi z tym - stwierdził.

Nikolaj Pieskow utrzymuje, że użył fałszywego dowodu tożsamości. Nie chciał bowiem, by inni wagnerowcy dowiedzieli się, kim naprawdę jest. W wywiadzie nie zdradził tego nazwiska. Jak stwierdził, może z niego jeszcze skorzystać.  

Jak zauważa BBC, twierdzenia syna rzecznika Kremla zbiegają się w czasie z wezwaniem do powszechnej mobilizacji w Rosji i uzasadnieniem, że wstąpienie do wojska to "patriotyczny obowiązek".  

Medal za odwagę

Młody Pieskow nie ujawnił też, gdzie służył. Więcej szczegółów zdradził natomiast szef Grupy Wagnera Jewgienij Prigożyn w rozmowie z rosyjskimi mediami. Według niego Nikolaj Pieskow po wstąpieniu do grupy przeszedł trzytygodniowy trening. Potem został wysłany do Ługańska, by dołączyć do połączonego batalionu artyleryjskiego - stwierdził Prigożyn. 

Jak dodał, Nikolaj Pieskow "wykazał się odwagą i heroizmem - tak jak inni". Prigożyn zapewnił, że rzecznik Kremla prosił go, by jego syn był "zwykłym artylerzystą".

Nikołaj Pieskow pochwalił się, że dostał medal za odwagę. Szczegółów nie zdradził.

Jak zauważa BBC, nie można zweryfikować, czy twierdzenia Nikołaja Pieskowa są prawdziwe.

W szeregach Grupy Wagnera są tysiące najemników rekrutowanych m.in. spośród więźniów. Oddziały wagnerowców od miesięcy walczą m.in. w okolicach Bachmutu. Znani są ze swojej bezwzględności. Z drugiej strony wielu z nich jest zupełnie niewyszkolonych. Jak mówią ci, którym udało się przeżyć, traktowani są jak "mięso armatnie".

We wrześniu ubiegłego roku, po ogłoszeniu w Rosji częściowej mobilizacji, jeden ze  współpracowników rosyjskiego opozycjonisty Aleksieja Nawalnego dodzwonił się do Nikolaja Pieskowa i podał się za przedstawiciela wojskowej komendy uzupełnień. Wezwał syna rzecznika Kremla, by ten stawił się następnego dnia w komendzie. Jeśli wie pan, że nazywam się Pieskow, to powinien pan zdawać sobie sprawę, na ile jest to nie do końca odpowiednie, bym tam się znajdował - odpowiedział młody Pieskow. Dodał, że będzie "to załatwiać na innym szczeblu".