Uwaga na kolejną falę dezinformacji w mediach społecznościowych! Jak ostrzega Instytut Badania Internetu i Mediów Społecznościowych – kolejne fake newsy mają na celu tonowanie nastrojów proukraińskich. W sieci będzie pojawiać się coraz więcej nieprawdziwych informacji, które mają wywołać panikę i poróżnić Polaków w kwestii uchodźców z Ukrainy. "Jest wojna, a my uczestniczymy w grze" - ostrzega ekspert ochrony wizerunku w sieci Michał Fedorowicz. Kto nas dezinformuje i jak się przed tym bronić? O to eksperta IBIMS pytał nasz dziennikarz Paweł Pawłowski.

Paweł Pawłowski RMF FM: Komu zależy, by dezinformować Polaków?

Michał Fedorowicz: W polskim internecie działają cztery grupy. Pierwsza z nich to grupa zadaniowa, która w stu procentach relacjonuje to, co się dzieje na prorosyjskich kanałach i przedstawia zbrodnicze działania Rosji w Ukrainie jako sukces i próbę wyzwolenia. Bazuje się tu na prostych przekazach dotyczących nacjonalizmu i innych prymitywnych instynktach. Druga grupa to osoby, które radykalizowały się przez ostatnie dwa lata pandemii i dziś radykalizują się w związku z odbiorem tej stresującej sytuacji, jaką jest wojna. To grupa, która absolutnie działa w swoim własnym interesie. Po prostu obawia się o swoje bezpieczeństwo i przez to wysyła do sieci - często nieświadomie - różnego rodzaju prorosyjskie komunikaty. Trzecią grupą są osoby, które chcą zbić na tym kapitał polityczny. Czwarta grupa, która już się ujawnia, a za chwilę będziemy ją widzieć w całości, jest dzisiejsza klasa średnia, która jest narażona na różnego rodzaju dezinformację dotyczącą gospodarki i sytuacji społecznej. Ta grupa coraz bardziej całkowicie nieświadomie będzie rozprzestrzeniać dezinformację i narrację prokremlowskie w mediach społecznościowych.

Jaki jest na samym początku cel tej dezinformacji?

Jest wojna. Jak jest wojna to zawsze działa propaganda. Tak było od zarania dziejów i tak jest teraz. Jeśli mamy wojnę w Ukrainie, a Polska wspiera Ukrainę w walce z Rosją, to w sposób logiczny należy w takim kraju jak Polska maksymalnie szerzyć dezinformację. Jej celem jest sianie paniki, a w średnim okresie tonowanie nastrojów proukraińskich. Komuś zależy, żeby za pół roku społeczeństwo polskie było maksymalnie podzielone, jeśli chodzi o stosunek do uchodźców z Ukrainy i walki Ukraińców z Rosją.

Zatem możemy spodziewać się nieprawdziwych informacji takich jak: "informacja z pierwszej ręki, na SOR-ach nie przyjmują Polaków, bo pierwszeństwo mają Ukraińcy". Tego będzie coraz więcej?

Będzie więcej i musimy zdać sobie sprawę, że będzie to postępowało wedle zasady spadającego samolotu. Samolotów latają tysiące, ale jeśli jeden spadnie, to jest o tym głośno. Tak samo będzie działała dystrybucja nieprawdziwej informacji. Musimy pamiętać, że jako społeczeństwo uczestniczymy w pewnego rodzaju grze. Jej celem jest zaangażowanie nas, żebyśmy jak najwięcej mówili o wojnie w Ukrainie i o tym, że koszty tej wojny są dla nas wysokie, więc nie powinniśmy się angażować.

Pomagamy uchodźcom, ale zaraz jako państwo będziemy musieli zaangażować się we wsparcie socjalne. Czy nie dojdzie do tego, że w internecie pojawi się narracja: Ukraińcy nam coś zabierają?

Ona już jest i będzie eskalować. Na samym końcu liczy się interes ekonomiczny, bo musimy patrzeć realnie na  pewne rzeczy.

Jak się bronić przed dezinformacją?

Główna rola przypada mediom i dziennikarzom. Musimy pamiętać: jeżeli coś nie znajduje się w mediach, a występuje na profilach, które albo udają media, albo niedawno powstały, albo piszą o tym nasi znajomi, których nie widzieliśmy nigdy, ale jesteśmy z nimi w grupach w mediach społecznościowych, to w dziewięćdziesięciu procentach mogą być to niesprawdzone informacje. Ich celem jest dezinformacja! Uczestniczymy w pewnej grze, tak jak obywatele Wielkiej Brytanii uczestniczyli podczas brexitu. W tym przypadku każda informacja wprowadzana do sieci ma na celu to, żebyśmy o niej myśleli i rozpowszechniali ją. Zajmijmy się zatem obserwowaniem informacji, ale postarajmy się nie uczestniczyć w dystrybuowaniu niesprawdzonych, niepochodzących z mediów informacji.

Pościg za newsem powoduje potknięcia dziennikarzy?

Nie wyobrażam sobie, by warsztat dziennikarski pozwalał na podawanie niesprawdzonych informacji. Dziennikarz powinien stosować zasadę agentów CIA: jeśli mama mówi ci, że cię kocha, to sprawdź to w dwóch źródłach. Musi być jakaś ostatnia linia obrony. Tą ostatnią linią są media. Mówię teraz o dużych mediach. Ale kluczową rolę w przypadku np. paniki dotyczących paliwa w pierwszym dniu wojny odegrały media lokalne. One zamiast skupić się na tym, by nie siać paniki, też na początku pokusiły się o lajki, informując o kolejkach na stacjach paliw, ale nie wyjaśniając dlaczego tak się dzieje. Rola mediów dziś jest ogromna.

Po to powstały też portale fact-checking’owe.

Demagog i Konkret24 to zacne instytucje, które wykonują świetną robotę. Dlatego, że można wysłać sto kłamstw na minutę, ale sprawdzenie i zweryfikowanie tego zajmuje sporo czasu. Na samym końcu jednak my musimy pamiętać o tym, że komuś zależy na tym, byśmy my dali lajka i przekazali informacje dalej. Jest jeden cel, żebyśmy czuli się przerażeni i popadli w apatię.

Zatem jako użytkownicy po prostu musimy wykazać się czujnością i nie wierzyć we wszystko, co dociera do nas przez media społecznościowe i komunikatory?

Pamiętajmy o tym: ufamy opiniom w sieci, jeśli lecimy na wakacje czy idziemy to lekarza i dlatego przy dezinformacji wykorzystany jest ten sam mechanizm. Czytamy opinie innych i wyrabiamy sobie zdanie. W przypadku wojny należy jednak pamiętać przede wszystkim, że komuś zależy, żebyśmy zaufali dezinformacji.  

Opracowanie: