"Udostępnijcie to szybko, ponieważ inaczej zostanie skasowane" - takich komunikatów nie należy traktować poważnie mówi Kamil Mikulski, ekspert Instytutu Kościuszkowskiego w Krakowie w rozmowie z Marleną Chudzio. Podkreśla on, że rzeczywistych informacji się nie kasuje. "W cyberprzestrzeni są takie siły, która mają na celu albo zasianie tego typu dezinformacji albo jej prowadzenie po to, żeby osiągała większe zasięgi" - dodaje ekspert. O tym, jakim rodzajem broni jest informacja na wojnie przeczytacie w naszym wywiadzie.

Jakie nowe fałszywe narracje dotyczące konfliktu w Ukrainie zaobserwowali państwo w mediach społecznościowych?

Występują trzy podstawowe duże typy narracji. Pierwsza powoduje, że przestajemy wierzyć w to, że Ukraina się broni - na przykład, że Ukraina ustępuje bardzo Rosjanom, że prezydent Ukrainy opuścił Kijów. Celem jest to, żeby zgasić ducha walki, przełamać opór. To też wprowadza taką mgłę narracyjną. Drugim typem są takie narracje, które mają na celu osłabienie naszego wsparcia i solidarności z Ukraińcami. Tutaj występują informacje o tym, że sankcje nie działają i bardziej ukarzą nas niż Rosję. Trzecim typem jest taka narracja, która ma skłócać nas, ale z Ukraińcami. Podsycać nastroje antyukraińskie. To są tego typu działania, które mają podzielić nas Polaków. Np. pojawiła się nieprawdziwa informacja, że ze szpitala miały zostać zwolnione dzieci chore na raka, po to, żeby zrobić miejsce dla Ukraińców. Jest to bardzo złośliwa, ale też skuteczna narracja, która powoduje, że ludzie są skłonni uwierzyć.

Do tych ostatnich należy również ta, która mówi, że na granicy prawie nie ma kobiet z dziećmi, tylko osoby o ciemnym kolorze skóry?

Jest to przykład tej trzeciej narracji, nastrojów antyukraińskich, antyuchodźczych. Mowa jest o tym, że studenci z Afryki i Azji - tutaj szczególnie często się wymienia Nigerię i Indie - wcale nie są uchodźcami, że zostali wysłani przez reżim białoruski, aby dopuszczać się różnego rodzaju przestępstw. To wszystko należy uznać za złośliwą dezinformację. Ona jest wielokrotnie dementowana przez polskie służby oraz przez osoby, które rzeczywiście są na tej granicy i raportują o tym, co się dzieje na polskich przejściach. Jest to na pewno rodzaj operacji informacyjnej prowadzony przez Rosję. Widzimy to również po aktywności w internecie i tym, jak bardzo zostało to rozdmuchane.

Takie narracje wybuchają gwałtownie i szybko znikają.

Charakterystyczne jest dla nich to, że szybko się pojawiają i również gwałtownie znikają. Czasem możemy to zobaczyć po aktywności użytkowników w internecie, kiedy próbujemy nasłuchiwać social media. W cyberprzestrzeni są takie siły, które mają na celu albo zasianie tego typu dezinformacji albo jej prowadzenie po to, żeby osiągała większe zasięgi. Oczywiście bardzo wiele osób łapie się na tego typu dezinformację, zwłaszcza, że często nie sprawdzamy informacji, którą widzimy w internecie. Czasem, gdy jesteśmy nastawieni do określonego problemu w określony sposób, nawet nie przychodzi nam do głowy, że to może być fałszywa narracja, ponieważ to się zgadza z naszymi przekonaniami. Dlatego ciężko jest z tym walczyć. Musimy być bardzo czujni, musimy mieć z tyłu głowy, że tego typu operacje informacyjne są prowadzone. Musimy na nie reagować oraz zgłaszać takie trolle internetowe, które po prostu próbują nam mieszać w cyberprzestrzeni.

Problem z fałszywą narracją jest taki, że rozchodzi się jak wirus. Możemy ją zobaczyć na obcym, podejrzanym koncie a możemy u naszego znajomego. Czy można się na to jakoś uodpornić?

Jeżeli chodzi o to, że nie zgadzamy się jakąś informacją, to, nawet jeżeli uważamy ją za nieprawdę, ale zobaczymy ją dostatecznie dużą liczbę razy, to podświadomie ona w nas zostanie. Oczywiście presja grupy też wpływa na to, żeby bardziej jesteśmy skłonni w nią uwierzyć. Jest bardzo ważne działanie, które możemy podjąć. Właśnie coś w rodzaju szczepionki. Jeżeli wiemy, przewidujemy, że w jakimś obszarze może dojść do dezinformacji, może nastąpić operacja psychologiczna lub informacyjna, to możemy próbować dotrzeć do tych grup osób, które są podatne na tego typu konkretną narrację i próbować być pierwszymi, którzy daną informację udostępnią, ale  w sposób rzetelny i autentyczny. Wtedy te osoby będą mniej podatne na atak dezinformacyjny później.

Co możemy zrobić, jako zwykli użytkownicy internetu, gdy widzimy dezinformację?

Po pierwsze to przyjrzenie się określonemu źródłu informacji. Jest to często konto albo jakiś outlet medialny, oraz przyjrzenie się samej informacji. Jeżeli widzimy, że dane konto np. wymachuje flagą, widać, że ma jakąś agendę polityczną, nie korzysta w ogóle ze zdjęć człowieka, nie ma zdjęcia profilowego, nie ma historii konta albo normalnego życia, które wynikałoby z działalności tego konta, to możemy mieć wątpliwości, czy jest to rzeczywisty człowiek. To może być konto stworzone na potrzebę propagowania określonej informacji. Wtedy możemy podejrzewać, że to jest rodzaj trolla politycznego. Możemy dodatkowo patrzeć na takie elementy, jak wykorzystywanie dużych liter w tym, co jest publikowane, komunikatów w stylu: udostępnijcie to szybko, ponieważ inaczej zostanie skasowane. Rzeczywistych informacji się nie kasuje. Jeżeli ktoś nam mówi - udostępnij, zanim zostanie skasowane, to jest to na 99 proc. dezinformacja.

Rozumiem, że takich wiadomości nie publikujemy, nawet opatrzonych komentarzem - to jest nieprawda?

Tak. Mogą to robić wyspecjalizowane ośrodki, które wiedzą, jak z tym postępować. Zazwyczaj publikują z własnych kont, cytując i pokazując elementy manipulacyjne. Natomiast, jeżeli my będziemy klikać, np. że lubimy daną treść, będziemy komentowali, wchodzili w interakcję z trollami politycznymi, to tak naprawdę podbijamy tylko zasięgi i powodujemy, że ta dezinformacja jest bardziej widoczna dla wszystkich innych. Jest wtedy większe ryzyko, że się wyświetli u naszych znajomych i ich własnej bańce informacyjnej.

Grupa Anonymous zachęca by w różny sposób docierać do Rosjan, np. pisząc komentarze, albo recenzując choćby restauracje i inne miejsca na Google Maps w Rosji. Pisząc jak wygląda sytuacja w Ukrainie.

Zarówno my jak i Rosjanie żyjemy w bańkach informacyjnych. Próbujemy na różne sposoby przebić się do nich po to, żeby przejść z przekazem innym niż ten oficjalny. Informować o tym, jakie są przyczyny, koleje wojny, jakie są zbrodnie popełniane, co robią rzeczywiście rosyjscy żołnierze, że nie są np. na ćwiczeniach. Jest to bardzo trudne z tego względu, że wiele zachodnich mediów jest wyłączonych w Rosji. Nie funkcjonują media niezależne. Akurat ta propozycja, która została przez panią wspomniana, to dobry sposób. Chodzi o wystawianie pięciogwiazdkowych - czyli potencjalnie nieuderzających w te biznesy - recenzji oraz pisanie, co się dzieje.

Oczywiście są też inne możliwości. Co do tego konkretnego działania jestem pozytywnie nastawiony, choć generalnie trzeba uważać na to, co robi grupa Anonymous czy inne grupy hakerskie. To nie zawsze są działania, w których powinniśmy brać udział jako osoby, które np. nie mają bardzo zaawansowanych kompetencji technicznych. Powinniśmy tutaj też być czujni. Natomiast ta konkretna akcja na pewno jest pozytywna.

Niektórzy mówią, że nie mając dostępu do zewnętrznych informacji, chcąc uniknąć rosyjskiej propagandy, podajemy propagandę ukraińską?

Nie chciałbym chyba użyć słów propaganda ukraińska. Komunikacja strategiczna oczywiście tutaj funkcjonuje, ale trzeba pamiętać o tym, że Ukraina nie jest symetryczną stroną konfliktu, tylko jest krajem, który się broni. Ewidentne fałszerstwa, które mają wpłynąć na morale przeciwnika i zbrodnie możemy przypisywać przede wszystkim jednej stronie. Niestety zdarza się również Ukraińcom wysłać informację, która jest nie jest zweryfikowana, albo podejrzewamy, że jest nieprawdziwa celowo. To niestety jest prawda. Natomiast poziom zaufania powinien być po stronie Ukrainy, choćby z tego względu, że to nie są sytuacje, które pojawiają się masowo. Po drugie zalecałbym nie tyle wiarę w to, co robi rząd jednej czy drugiej strony, co raczej w to, co robią i mówią media tradycyjne. My możemy je weryfikować i one też mają swoje sposoby na sprawdzanie informacji.

W tych fałszywych narracjach bardzo często pojawia się sugestia, że media celowo ukrywają jakąś prawdę, choć z założenia jest to absurdalne.

Tak, rola mediów jest zgoła inna. Jeżeli chodzi o taki sposób myślenia, że rząd ukrywa prawdę, media ukrywają prawdę, to jest takie myślenie gnostyczne, konspiracyjne. Osoba, która myśli w ten sposób, uważa siebie za dysponenta ukrytej prawdy, kogoś, kto wie, kto mówi prawdę a kto nie. Sugeruje, że rządy i media musiały dokonać pewnej zmowy. To jedna z bardziej popularnych metod, jak to funkcjonuje. Myślę, że mediom należy ufać, jako tym najbezpieczniejszym czynnikom procesu informacyjnego, z którymi mamy do czynienia.