​W związku z unijnymi sankcjami, Rosja będzie musiała przekierować dostawy ropy do Azji. Pojawiają się tu jednak spore problemy, takie jak wyższe koszty logistyczne i parcie azjatyckich kupców na spore rabaty - podaje "Kommiersant".

Wczoraj kraje Unii Europejskiej uzgodniły sankcje na dostawy rosyjskiej ropy. Ograniczenia dotkną głównie tankowce transportujące surowiec do UE. Przywódcy zgodzili się także na to, by kilka krajów (m.in. Węgry) mogły tymczasowo odbierać ropę z rurociągu Przyjaźń. Oznacza to, że sankcjami zostanie objętych około dwóch trzecich dostaw.

"Kommiersant" wskazuje, że dostawy ropy do UE drogą morską już zostały wcześniej ograniczone sankcjami wymierzonymi w Rosnieft i GazpromNeft. Główną ofiarą nowych ograniczeń może być Łukoil, który posiada rafinerie w Rumunii, Holandii, Włoszech i Bułgarii. W 2021 roku odpowiadały one za 26 proc. produkcji koncernu.

Podobne problemy czekają Rosnieft i jego rafinerię w mieście Schwedt, która m.in. dostarcza paliwa na lotnisko w Berlinie i do większości stacji benzynowych w kraju. Surowiec trafia do fabryki rurociągiem Przyjaźń, ale władze niemieckie już zapowiedziały, że zawierają umowy z alternatywnymi dostawcami.

Rosyjscy dziennikarze podkreślają, że w związku z tym koncerny naftowe będą musiały przekierować dostawy do Azji. To grozi znacznym wzrostem kosztów, m.in. w związku z logistyką. Kupcy będą także brali pod uwagę "toksyczność" rosyjskiej ropy, więc będą nalegali na spore rabaty. A Ural już dziś jest dużo tańszy od innych gatunków.

W związku z trudną sytuacją, wydobycie ropy w Rosji będzie spadać, zwłaszcza pod koniec roku. Będzie dotyczyło to zwłaszcza złóż nastawionych na eksport do Europy. Wicepremier Aleksander Nowak przewiduje spadek wydobycia o 5-8 proc., a wiceprezes Łukoilu Leonid Fiedun - o 20-30 proc.