Kolejna silna eksplozja wstrząsnęła afgańską stolicą Kabulem w czwartek około północy czasu lokalnego - podały agencje Reuters i AFP. Tym razem jednak, według talibów, nie był to atak terrorystyczny.
Rzecznik reżimu talibskiego Zabihullah Mudżahid wyjaśnił na Twitterze, że eksplozja nie była skutkiem kolejnego ataku, ale spowodowana została przez wojsko amerykańskie, które niszczyło sprzęt na lotnisku w stolicy Afganistanu.
Amerykańska armia nie potwierdziła tych doniesień.
W pobliżu lotniska w Kabulu doszło do dwóch wybuchów. Pentagon mówi o "złożonym zamachu". Jak podaje agencja Reutera, zginęło 13 amerykańskich żołnierzy. 14 innych członków sił zbrojnych Stanów Zjednoczonych jest rannych. Nadal nieznana jest całkowita liczba afgańskich ofiar dwóch zamachów. Według "Wall Street Journal", który powołuje się na przedstawiciela afgańskich służb medycznych, liczba ta wynosi co najmniej 90, zaś co najmniej 150 osób zostało rannych. Do przeprowadzenia zamachu przyznało się Państwo Islamskie.
Jedna z eksplozji miała miejsce pod Abbey Gate, jednym z głównych wejść na lotnisko, gdzie gromadzili się ludzie.
Do drugiego wybuchu doszło pod hotelem Baron, ok. 300 metrów dalej. Hotel ten był używany przez służby brytyjskie do wstępnego sprawdzania Afgańczyków przeznaczonych do ewakuacji.
Według Sky News, jeden z wybuchów był wynikiem detonacji kamizelki zamachowca-samobójcy, zaś drugi - bomby umieszczonej w samochodzie.
Jak podaje agencja Reutera, zginęło 13 amerykańskich żołnierzy. 14 innych członków sił zbrojnych Stanów Zjednoczonych jest rannych. Nadal nieznana jest całkowita liczba afgańskich ofiar dwóch zamachów. Według "Wall Street Journal", który powołuje się na przedstawiciela afgańskich służb medycznych, liczba ta wynosi co najmniej 90, zaś co najmniej 150 osób zostało rannych.
Państwa Zachodu ostrzegały przed zamachami. Tłum wokół lotniska jest idealnym celem dla terrorystów.
"Zamachowiec samobójca mógłby bardzo łatwo przeprowadzić atak na tych stłoczonych ludzi (...) ale oni nie chcą się ruszyć, są tak zdeterminowani, by opuścić ten kraj, że nie boją się nawet śmierci" - powiedział Agencji Reutera jeden z afgańskich pracowników lotniska.
W środę ambasada USA w Kabulu wezwała swoich obywateli, by nie udawali się na lotnisko, a tym, którzy już przebywają pod jego bramami poleciła natychmiast opuścić te miejsca. Powołano się na niesprecyzowane "zagrożenie dla bezpieczeństwa".
O potencjalnym ataku terrorystycznym ostrzegały także władze Wielkiej Brytanii i Australii.
Dowódca brytyjskiej armii James Heappey powiedział BBC, że zagrożenie jest "poważne" i może być "nieuchronne".
"Zarówno wojska amerykańskie, jak i nasze spodziewają się takiego ataku na lotnisku. Tego typu zagrożenie istnieje i jest bardzo prawdopodobne" - powiedziała z kolei minister obrony Hiszpanii Margarita Robles.
Na lotnisku wybuchła dziś panika, kiedy w czwartek odlatywał kolejny włoski samolot wojskowy z ewakuowanymi - na lotnisku rozległy się strzały.
"Początkowo pomyśleliśmy o ataku" - mówiła cytowana przez agencję Ansę obecna na pokładzie odlatującego samolotu dziennikarka telewizyjna Simona Vasta.
Potem okazało się, że siły afgańskie strzelały w powietrze z karabinu maszynowego, by rozproszyć nacierający na bramę tłum.