Polska i Węgry zrezygnowały z zawetowania nowego unijnego budżetu: przywódcy państw UE zawarli na szczycie w Brukseli kompromisowe porozumienie ws. mechanizmu "pieniądze za praworządność". Zgodnie z wypracowanym kompromisem, uzależnienie wypłat unijnych funduszy od przestrzegania zasad państwa prawa zostaje utrzymane, szefowie państw i rządów Unii przyjęli jednak - niewiążącą prawnie - deklarację szczytu UE, która m.in. odkłada stosowanie mechanizmu "pieniądze za praworządność" o co najmniej dwa lata. Rezygnując z weta, Polska i Węgry odblokowały unijny budżet na lata 2021-27 i Fundusz Odbudowy, który wesprze gospodarki dotknięte pandemią koronawirusa.

Deklaracja unijnego szczytu w Brukseli, w której zawarte zostały wytyczne co do tego, jak stosować mechanizm praworządnościowy, to zobowiązanie polityczne.

Dokumentem prawnie wiążącym jest rozporządzenie wprowadzające powiązanie unijnych funduszy z praworządnością. Mechanizm ten pozostał bez zmian, a stosowany będzie w odniesieniu do nowego unijnego budżetu i Funduszu Odbudowy.

Ustalenia korespondentki RMF FM: Bruksela postawiła Polsce i Węgrom ultimatum

Kompromis oznacza, że od stycznia 2021 obowiązywać będzie unijny budżet na lata 2021-27, a w ciągu pół roku uruchomiony powinien zostać Fundusz Odbudowy, który ma pomóc unijnym gospodarkom w pokonaniu kryzysu wywołanego przez pandemię koronawirusa.

W ramach tego finansowego pakietu Polska dostanie w ciągu najbliższych siedmiu lat ponad 172 mld euro.

Co ciekawe, jak wynika z informacji brukselskiej korespondentki RMF FM Katarzyny Szymańskiej-Borginon, Polska i Węgry w zasadzie już wczoraj zdecydowały o odstąpieniu od weta, a było to wynikiem ultimatum Brukseli: zagroziła ona bowiem utworzeniem Funduszu Odbudowy dla 25 państw członkowskich - z pominięciem Polski i Węgier.

Polityczna deklaracja w zamian za odstąpienie od weta: Co się w niej znalazło?

W deklaracji brukselskiego szczytu zawarto - o czym jako pierwsza informowała Katarzyna Szymańska-Borginon - zapewnienie, że mechanizm praworządnościowy będzie obiektywny i sprawiedliwy, oraz gwarancję, że nie będzie naruszał traktatowych kompetencji państw członkowskich:. Ten zapis miał - jak donosiła nasza korespondentka - uspokoić obawy, że Bruksela mogłaby wprowadzić "tylnymi drzwiami" zapisy o imigrantach czy legalizacji małżeństw homoseksualnych.

W dokumencie znalazło się także zapewnienie, że mechanizm ogranicza się do ochrony unijnego budżetu przed niewłaściwym wykorzystaniem funduszy, choćby nadużyciami korupcyjnymi. To zapewnienie miało - jak powiedział dziennikarce RMF FM unijny dyplomata - "upewnić polskie czy węgierskie władze, że pieniądze nie będą odbierane ze względów politycznych".

Największym uzyskiem Polski i Węgier jest jednak zapis deklaracji, który de facto opóźnia uruchomienie mechanizmu praworządnościowego o co najmniej dwa lata.

Deklaracja zobowiązuje bowiem Komisję Europejską, by ta nie stosowała rozporządzenia ws. mechanizmu "pieniądze za praworządność", dopóki na temat jego zgodności z unijnym prawem nie wypowie się Trybunał Sprawiedliwości UE.

A ponieważ procedury są bardzo długie, spodziewana data wydania przez TSUE orzeczenia to dopiero 2022 rok.

Jak nieoficjalnie powiedział Katarzynie Szymańskiej-Borginon jeden z rozmówców, na tym ustaleniu zależało najbardziej premierowi Węgier Viktorowi Orbanowi: by "rozporządzenie nie dotknęło go aż do wyborów w 2022 roku".

W deklaracji wzmocniono ponadto tzw. hamulec bezpieczeństwa, zaproponowany już w lipcu przez szefa Rady Europejskiej Charlesa Michela.

Zgodnie z ustaleniami, jeżeli Komisja Europejska zechce zainicjować proces odebrania krajowi unijnych funduszy, to kraj ten będzie mógł poprosić szefa Rady Europejskiej o przeniesienie sprawy na szczyt UE, a szczyt będzie musiał omówić kwestię na najbliższej swojej sesji.

Nie chodzi w tych zapisach o możliwość weta: decyzję o odebraniu krajowi funduszy nadal będzie podejmować kwalifikowaną większością głosów Rada UE. "Jest to bufor polityczny wobec działania Komisji Europejskiej, możliwość wyhamowania, opóźnienia procedury" - wyjaśniał rozmówca Katarzyny Szymańskiej-Borginon.

Groziły nam wielomiliardowe straty

Gdyby Polska i Węgry podtrzymały weto wobec wieloletniego budżetu Unii, to zamiast niego od stycznia 2021 obowiązywałoby prowizorium budżetowe. Budżet UE składałby się wówczas z tzw. prowizorycznych dwunastek: to jedna dwunasta budżetu za rok 2020 na każdy miesiąc.

Z ustaleń RMF FM opartych na wyliczeniach Komisji Europejskiej wynika, że dla Polski oznaczałoby to w przyszłym roku stratę mniej więcej 4 mld euro.

Dodatkowo z powodu prowizorium nie funkcjonowałoby 6 unijnych programów. Nie zostałby uruchomiony m.in. Fundusz Sprawiedliwej Transformacji, który ma ułatwić regionom górniczym przejście na nowe, czyste technologie, nie byłoby nowych programów na badania naukowe ani programu Erasmus+, a szpitale nie dostałyby nowych pieniędzy na modernizację.

Zablokowanie budżetu Unii wiązałoby się z zablokowaniem Funduszu Odbudowy, na którego jak najszybszym uruchomieniu bardzo zależy unijnym przywódcom. W trakcie negocjacji, jak już wspomnieliśmy, Bruksela postawiła Warszawie i Budapesztowi ultimatum: zagroziła utworzeniem Funduszu Odbudowy dla jedynie 25 krajów Unii - z pominięciem Polski i Węgier.

To zaś oznaczałoby dla naszego kraju utratę 64 mld euro.