"Start w Australian Open to były najlepsze dwa tygodnie sportowe w moim życiu" - przyznał w rozmowie z Pawłem Pawłowskim z redakcji sportowej RMF FM tenisista Jan Zieliński. W parze z Hugo Nysem Zieliński dotarł aż do finału debla na tym prestiżowym turnieju. "To był sen. To było spełnienie marzeń. Budziliśmy się każdego ranka i dochodziły nas do nas to, że jesteśmy np. w trzeciej rundzie, że pokonaliśmy najlepszych na świecie" - wspominał. "Współpraca z Hugo na pewno już jest zakontraktowana do końca roku, a na koniec roku - w okolicach listopada czy grudnia - usiądziemy pewnie też z trenerem i podejmiemy kroki na następne lata" - zdradził gość RMF FM.

Paweł Pawłowski, RMF FM: Kiedy mówisz o swoim partnerze z kortu, zawsze zaznaczasz, że z Hugo Nysem rozumiecie się doskonale, ale też kumplujecie się poza kortem. Jakie znaczenie dla gry w tenisa ma taka pozasportowa przyjaźń? Pytam też o to w kontekście ostatniego meczu, który rozegrałeś w parze z Łukaszem Kubotem - był to niestety mecz przegrany z niżej notowanymi przeciwnikami w Pucharze Daviesa.

Jan Zieliński: Debel jest grą zespołową. Tak jak w większość zespołowych sportów, chemia miedzy zawodnikami i trenerami jest po prostu najważniejsza. Jeżeli dobrze dogadują się na korcie czy boisku, to po prostu te rezultaty są. Najważniejsze w deblu jest to, żeby była dobra komunikacja, dobra chemia i żeby wzajemnie się rozumieć oraz dogadywać się poza kortem i na korcie. Trzeba być ze sobą szczerymi i umieć wzajemnie sobie wybaczać błędy, bo zdarzają się mecze, w których ja zagram słabiej. Wtedy przegrywamy przeze mnie. Czasami zdarzają się mecze, które przegramy przez Hugo. Najważniejsze jest to, żeby umieć to po prostu rzucić w niepamięć, być dobrymi kumplami. Trzeba też dawać sobie w miarę możliwości przestrzeń poza kortem. Nie spędzać ze sobą całej doby, ponieważ wystarczająco tego czasu spędzamy na korcie. Tam jest sporo emocji, które przeżywamy wspólnie. Wspólnie uczestniczymy w meczach, treningach, rozgrzewkach, obiadach; później jest analizowanie tych spotkań. Dlatego myślę, że takie dawanie sobie przestrzeni poza kortem jest bardzo ważne. Należy rozumieć, że każdy jest jednak trochę inny i każdy trochę innych rzeczy potrzebuje. Niektórzy potrzebują posiedzieć wieczorem w hotelu, niektórzy z dziewczyną, niektórzy w drużynie, niektórzy ze swoimi starymi kumplami. Dlatego najważniejsza jest ta chemia. Wspomniałeś też o Łukaszu Kubocie. Granie z nim jest wielkim zaszczytem. Nie mamy na razie zgrania, ponieważ te mecze rozegrane z Łukaszem mogę policzyć na palcach jednej ręki. Na pewno tego zgrania troszkę brakuje. Poza tym z Łukaszem muszę grać na swojej nienominalnej stronie. W meczach z Łukaszem gram na stronie równowagi, a normalnie gram na stronie przewagi. Łukasz tutaj grał już kilkanaście lat na swojej stronie, więc nie będziemy w żadnym wypadku tego zmieniać. Ja będę dostosowywał się do naszej legendy tenisowej, więc myślę, że jest kwestia zgrania.

Jak długo chcesz współpracować z Hugo?

Na razie gramy i cieszymy się tym. Rezultaty są, wyniki są. Chemia też jest pomiędzy nami. Naszym celem jest zakwalifikowanie się do Mastersa na koniec roku, czyli do najlepszej ósemki sezonu i wystąpienie w Turynie jako jedna z najlepszych par tego sezonu. Jesteśmy  jednej trzeciej drogi pod względem punktowym. Byliśmy jeden mecz o zakwalifikowania się już na początku roku, bo tytuł daje od razu prawo do grania w tym turnieju. Nie udało nam się tego wygrać, więc punktowo jesteśmy mniej więcej w jednej trzeciej drogi. Mamy jednak nadzieję, że to osiągniemy. Współpraca z Hugo na pewno już jest zakontraktowana do końca roku, a na koniec roku - w okolicach listopada czy grudnia - usiądziemy pewnie też z trenerem i podejmiemy kroki na następne lata. Patrząc na to, jak to się układ, i jak szybko idzie to do przodu, to myślę, że ta współpraca jest na więcej niż tylko rok.

Wybiegnijmy zatem w przyszłość. Masz już minimum olimpijskie ITF pod kątem występów w reprezentacji. Czy myślisz już o igrzyskach? A może jednak nie zaprzątasz sobie jeszcze tym głowy?

Trzeba zakwalifikować się jeszcze pod względem rankingowym. Więc jeżeli - odpukać - stanie mi się jakaś kontuzja, nie wygram meczu już do końca sezonu albo coś takiego, to z racji słabego rankingu się nie dostanę. Muszę walczyć zatem, by być jak najwyżej. Wtedy będę mógł wystąpić najprawdopodobniej u boku Huberta Hurkacza na tych igrzyskach i spełnić kolejne małe marzenie o występie na igrzyskach jako reprezentant Polski z orzełkiem na piersi. Jest to coś, o czym zawsze marzyłem. Na razie udaje mi się to robić pod flagą z orzełkiem na piersi w reprezentacji w Pucharze Davisa. Miałem też epizod na młodzieżowych igrzyskach olimpijskich w Chinach w 2014 roku, gdzie udało mi się wywalczyć złoto w grze mieszanej. Mam więc nadzieję, że uda mi się zakwalifikować do Paryża i wystąpimy tam wspólnie z Hubertem. Mam nadzieję, że z sukcesami.

"Kto wie, czy zdarzy się jeszcze, że będziemy w finale Wielkiego Szlema"

Zakładam, że udało ci się już ochłonąć po Australian Open. Co zapamiętasz z tego turnieju?

To był sen. To było spełnienie marzeń. Budziliśmy się każdego ranka i dochodziły nas do nas to, że jesteśmy np. w trzeciej rundzie, że pokonaliśmy najlepszych na świecie. W kolejnych dniach znów: jesteśmy w ćwierćfinale, jesteśmy w półfinale i z dnia na dzień było coraz bliżej, coraz bliżej, więc były to emocje ciężkie do opisania. Kiedy dochodzisz do wyznaczonych przez siebie celów, przeżywasz wewnętrzną euforię. My przeżywaliśmy to przez całe dwa tygodnie. Z dnia na dzień ta euforia rosła. Natomiast wewnętrznie bardziej denerwowałem się i przeżywałem mniejsze turnieje. Tutaj mieliśmy tak dobrą opiekę i tak znakomitych ludzi wokół nas, którzy przez to przechodzili wcześniej. Był Łukasz Kubot, Mariusz Fyrstenberg, Agnieszka Radwańska, która też była w boksie przez dwa czy trzy mecze. To otoczenie na pewno było bardzo, bardzo dużo dużym wsparciem i pomocą, żeby ułożyć sobie to w głowie i podchodzić do następnego meczu ze starannością; ale też nie myśleć o tym, gdzie gramy, gdzie jesteśmy, kto jest po drugiej stronie siatki, o jakie pieniądze gram czy o jakie punkty, jaką chwałę; tylko po prostu cieszyć się tym, że jesteśmy tam. Kto wie, czy zdarzy się jeszcze, że będziemy w finale Wielkiego Szlema. Mam nadzieję, że najbliższe starty pokażą, że powtórzymy te rezultaty, a może osiągniemy nawet i wielkoszlemowy tytuł. Podsumowując: start w Australian Open to były najlepsze dwa tygodnie sportowe w moim życiu.

"Sport jest przewrotny"

"Zapomnij o wczoraj. Pracuj dziś na swoje jutro" - taki cytat znalazłem na twoim profilu na Instagramie.  Na jakie jutro ty dziś pracujesz?

Jutro jest nieznane. Trzeba pracować nie myśląc o tym, co się może stać i co można osiągnąć. Nie trzeba za bardzo wybiegać myślami w przyszłość, bo nie mamy wpływu na przyszłość. Wielu sportowców popełnia ten błąd, myśląc: a co będzie, jak wygramy ten turniej? Co będzie, jak osiągniemy sukces? Co zrobię z pieniędzmi, które zarobię, jak to osiągnę? Nie mamy wpływu na przyszłość. Nie ma my też wpływu na to, co było. Zdarzyło się i można z tego wyciągnąć wnioski, lekcję i pracować dzisiaj jeszcze ciężej niż wczoraj, żeby osiągnąć te sukcesy, które są w przyszłości. To jest tyle zależne od nas, że możemy zostawić całe serce, charakter i wolę walki na korcie. Sport jest przewrotny. Nigdy nie jesteśmy w stanie przewidzieć, kto wygra. Nawet faworyci często przegrywają, więc trzeba pracować ciężko. A co przyniesie przyszłość, jest nieznane. To jest właśnie najfajniejsze w sporcie.

Media rozpisywały się o tym, jaką fortunę zarobiliście w Australii. To chyba nie jest jednak wasz dochód? Za te pieniądze musicie opłacić też całą logistykę i treningi.

Suche liczby, jakie widzi się w internecie, w rzeczywistości bardzo odbiegają od tego, co wpływa na konto. Tak jak mówisz: od tego trzeba odprowadzić podatki; trzeba zapłacić trenerom jednym, drugim, trzecim; trzeba zapłacić za bilety lotnicze i wiele jeszcze innych wydatków, o których ludzie z zewnątrz nie mają pojęcia. Procentowo nie jestem w stanie ci powiedzieć, ile tego rzeczywiście weszło na konto. Dla mnie pieniądze aktualnie nie są najważniejsze. Mam pomoc ze strony PZT, za którą bardzo dziękuję i jestem w stanie podróżować i opłacać bilety lotnicze. Tak samo ze strony klubu tenisowego Kozerki mam pomoc, więc o te finanse raczej aktualnie się nie martwię. Na pewno finanse są bardzo ważne w tenisie, bo jest to sport indywidualny i tak też za wszystko płacimy. Jeśli pieniądze wpływają, to super, bo jest to nasz zawód. Z czegoś trzeba się utrzymywać. Natomiast nie jest tak, że siedzę i podniecam się, jaki jest stan konta aktualnie, bo na to przyjdzie czas po karierze.

Opracowanie: