Niewiarygodny zwrot akcji w półfinale US Open! Aryna Sabalenka przegrywała już z Madison Keys 0:6, 3:5, a mimo to pokonała Amerykankę 0:6, 7:6 (7-1), 7:6 (10-5). W finale Białorusinka zmierzy się z reprezentantką USA Cori Gauff.

Aryna Sabalenka, która w poniedziałek oficjalnie obejmie prowadzenie w światowym rankingu, w pierwszym secie starcia z Madison Keys nie ugrała nawet gema i po półgodzinie gry była na dnie.

W drugiej odsłonie Amerykanka dwa razy przełamała rywalkę i prowadziła już 5:3 i 15:0. Ale to nie był koniec meczu, ani Sabalenki. Drugi i trzeci set kończyły się tie-breakami, w których zimną krew zachowała Białorusinka i to ona zagra o tytuł, którego nie obroni Iga Świątek. 

Keys trzy piłki od wygranej

Amerykankę w drugim secie tylko trzy piłki dzieliły od wygranej, ale wtedy nie mająca nic do stracenia Sabalenka zaczęła maksymalnie ryzykować, w każde uderzenie wkładała olbrzymią energię, a piłka raz po raz lądowała w korcie. Najpierw odrobiła stratę przełamania, później miała dwa setbole przy podaniu Keys, a wreszcie udokumentowała swoją wyższość wyraźnie wygrywając tie-breaka.

W decydującej partii na początku gra toczyła się zgodnie z regułą własnego serwisu, ale w szóstym gemie reprezentantka gospodarzy przełamała Białorusinkę i wyszła na 4:2. Nie zachwiało to pewnością siebie Sabalenki, która błyskawicznie odrobiła stratę.

Znowu konieczny był tie-break, tym razem - zgodnie z przepisami - do 10 punktów, co... zaskoczyło Sabalenkę. Gdy zdobyła siódmy punkt, który zwykle kończy rozgrywkę, upuściła rakietę na ziemię, skryła twarz w dłoniach i odwróciła się w stronę swojego sztabu, by świętować zwycięstwo i dopiero jego członkowie uświadomili jej, że to jeszcze nie koniec. Ta sytuacja jednak jej nie zdekoncentrowała i pewnie dokończyła dzieła wygrywając 10-5.

Sabalenka: Szalony mecz

Szalony mecz, wielkie emocje. Madison grała nieprawdopodobny tenis, nie wiem do końca, jak to się stało, że udało mi się wrócić i odwrócić losy spotkania - skomentowała na gorąco Białorusinka.

Sabalenka awansując do finału, czyli poprawiając ubiegłoroczne osiągnięcie, gdyż wtedy uległa w półfinale Świątek, zyskała już 520 punktów rankingowych i powiększyła do 1071 przewagę nad Polką na liście WTA. Jeżeli triumfuje w finale, to różnica ta wzrośnie jeszcze o 700 pkt.

Cori Gauff w końcu w finale w USA

Inne emocje towarzyszyły pierwszemu półfinałowi, w którym uwielbiana przez nowojorską publiczność Gauff wywalczyła pierwszy wielkoszlemowy finał na rodzimej ziemi. 19-latka z Florydy poradziła sobie z presją, dobrze grającą przeciwniczką, która w obu setach odrabiała straty oraz nieoczekiwaną przerwą, spowodowaną protestem aktywistów klimatycznych.

Na początku drugiej partii, przy wyniku 6:4, 1:0 dla Gauffa, siedzące w górnej części trybun obiektu im. Arthura Ashe'a cztery osoby wstały i głośnymi okrzykami doprowadziły do przerwania gry. Zdjęcia pokazały, że miały na sobie koszulki z napisem "stop paliwom kopalnym", a jak się później okazało jeden z protestujących przykleił bose stopy do betonowego podłoża.

"Nie chcieliśmy zaszkodzić sportowcom. To nie był protest wymierzony w nich, ale chcieliśmy zwrócić uwagę, że US Open ma umowy sponsorskie z firmami, które przyczyniają się do rozwoju globalnego ocieplenia. Żeby nie doszło do sytuacji, że nie będzie już komu oglądać tenisa" - zacytowała przedstawiciela organizacji, do której należą protestujący agencja Associated Press.

Gauff przyznała później, że przyjęła protest ze spokojem i że go... przewidziała.

Rano mówiłam, że spodziewam się jakiejś akcji protestacyjnej, ale raczej w finale... Rozumiem jednak tych ludzi, bo sama staram się mówić i robić to, co myślę i czuję. Odbyło się to w sposób pokojowy, więc nie złościłam się za bardzo. Potraktowałam to jak przerwę wynikającą z opadów deszczu, co przecież w tenisie dość często się zdarza. I wtedy też nie wiadomo, kiedy gra zostanie wznowiona - powiedziała Amerykanka.

Po interwencji policji i służb medycznych wszyscy protestujący zostali usunięci z trybun, a przerwa w grze trwała ok. 50 minut.

Gauff: Jako dziecko śledziłam ten turniej

Drugi set był jeszcze bardziej zacięty i wyrównany niż pierwszy, a emocje były tak duże, że sędzia musiał kilka razy stanowczo uspokajać żywiołowo reagującą publiczność. Po 75 minutach twardej walki Amerykanka wygrała 7:5.

W niektórych momentach było bardzo głośno, ale mam nadzieję, że nikt nie będzie miał kłopotów ze słuchem. To coś niesamowitego, że jako dziecko śledziłam ten turniej, a teraz zagram tutaj w finale. To wiele dla mnie znaczy. Mam nadzieję, że wrócicie tu w sobotę, bo bardzo liczę na wasze wsparcie - zwróciła się do fanów Gauff.

W przypadku triumfu na kortach Flushing Meadows zamelduje się w poniedziałek na czwartej pozycji w światowym rankingu, czym wyrówna swoje najlepsze osiągnięcie. W przypadku porażki będzie piąta.

Amerykańska nastolatka jest w mijających tygodniach w życiowej formie - z 18 ostatnich meczów 17 rozstrzygnęła na swoją korzyść, "po drodze" wygrywając turnieje w Waszyngtonie i Cincinnati oraz osiągając ćwierćfinał w Montrealu.

Z kolei 27-latka z Ołomuńca awansuje na najwyższą w karierze ósmą lokatę, ale mimo to nie kryła rozczarowania po półfinałowej porażce.

Trochę mi smutno, jak zawsze po przegranej. Popełniłam za dużo błędów (36 niewymuszonych - red.), a grając z taką rywalką, jak "CoCo" trzeba być skoncentrowanym na każdym zagraniu. Ona jest w stanie dobiec do każdej piłki, więc wszystkie punkty trzeba sobie wyszarpać - oceniła Czeszka, która rozgrywa najlepszy sezon w karierze, bo w czerwcu była w finale French Open, przegrywając z Igą Świątek.