Po sześciu godzinach debaty brytyjska Izba Gmin poparła interwencję militarną w Libii olbrzymią większością głosów. W ten sposób demokracji stało się zadość. Informacjom nadchodzącym z Libii towarzyszy na Wyspach lawina pytań.

Brytyjscy parlamentarzyści usłyszeli z ust premiera, że nie mają do czynienia z kolejnym Irakiem i celem operacji nie jest zmiana reżimu, lecz powstrzymanie ludobójstwa. "Zielone światło" parlamentu jest ważne. Istotne są także odpowiedzi na pytania zadawane przez analityków, którzy zastanawiają się, jak skutecznie utrzymać strefę zakazu lotów nad Libią i co z pomocą humanitarną dla Libijczyków, którzy w 90 proc. polegają na imporcie żywności.

Jeśli dodać do tego konieczność wsparcia rebeliantów, by sami mogli doprowadzić do obalenia reżimu, a następnie pomóc im w zbudowaniu trwałych struktur politycznych, oczywistym staje się, że militarna interwencja w Libii znajduje się w początkowej fazie. Znaki zapytania będą się zapewne mnożyć.