Byłem i jestem przeciwny interwencji w Libii, ale miałem związane ręce przez głosowanie w parlamencie mojego kraju - oświadczył w premier Włoch Silvio Berlusconi. Jak wyznał, był "zmuszony" się na nią zgodzić.

Do zaakceptowania zbrojnej interwencji wymierzonej w siły Muammara Kaddafiego zostałem zmuszony nie tylko z powodu decyzji ONZ, ale także interwencji głowy państwa w obu izbach - zaznaczył szef rządu na konferencji prasowej we włoskim parlamencie.

Berlusconi, który w ostatnich latach był najbliższym zachodnim sojusznikiem Kaddafiego i nazywał go "przyjacielem-liderem", dodał, że interwencji w Libii nie należy przypisywać "woli Amerykanów", ale - jak oświadczył - "decyzji jednego z państw europejskich".

Podczas obrad ostatniej Rady Europejskiej (premier Wielkiej Brytanii David) Cameron i (prezydent Francji Nicolas) Sarkozy powiedzieli, że wojna skończy się, kiedy w Trypolisie dojdzie do rewolty powstańców przeciwko Kaddafiemu - powiedział premier Berlusconi.

Włochy uczestniczą w zbrojnej interwencji przeciwko siłom libijskiego dyktatora, której celem jest obrona ludności cywilnej. Na początku operacji udział tego kraju polegał na udostępnieniu baz i samolotów. Następnie włoskie lotnictwo zaczęło uczestniczyć w nalotach na cele sił Kaddafiego. Przeciwna dalszemu udziałowi w tej operacji jest koalicyjna Liga Północna.

Rrząd Silvio Berlusconiego podjął decyzję o zmniejszeniu o jedną trzecią wydatków na operację libijską, ze 142 milionów euro w pierwszym półroczu do 60 mln euro w drugim.