Donald Tusk chce negocjować z Rosjanami kształt raportu rosyjskiego MAK i nie wyklucza odwołania do instytucji międzynarodowych. Pytanie tylko po co, skoro już wczoraj Siergiej Ławrow, minister spraw zagranicznych Rosji zastrzegał: śledztwo zostało przeprowadzone zgodnie z międzynarodowym prawem, a rosyjskie media podkreślają, że MAK to organizacja międzynarodowa.

Skazana chyba na niepowodzenie próba wynegocjowania z Rosjanami wspólnego raportu jest niezbędnym i wynikającym z międzynarodowego prawa elementem ścieżki, którą musimy przejść, jeśli chcemy ubiegać się o arbitraż. Konwencja chicagowska przewiduje, że jeśli dwie strony dyskutują i nie mogą dojść do porozumienia w jakiejkolwiek sprawie, to można odwołać się w niej do międzynarodowych organizacji lotniczych.

Obok tych zabiegów równolegle trwać będą zapewne zabiegi dyplomatyczne i polityczne. Rządzący rozpaczliwie potrzebują dziś jakiegoś rosyjskiego gestu, deklaracji, czegoś, co zatrze fatalne wrażenie, jakie powstało po konferencji Tatiany Anodiny. Na szali leży nie tylko raport, ale też prestiż - Polski i gabinetu Tuska.

Jeśli okaże się, że wybrana przez niego - i zakładającą dobrą wolę Rosji - droga ustalania prawdy o katastrofie smoleńskiej poniesie fiasko, będzie to potężny cios, który narazi premiera nie tylko na ataki opozycji, ale i krytykę opinii publicznej.