Prezydencki Tu-154M miał tylko przeczekać mgłę w Moskwie lub w Mińsku i wrócić do Smoleńska - donosi "Gazeta Wyborcza". Jak ujawnia jeden z dyplomatów przygotowujących tamtą wizytę, transportu samochodowego z lotnisk zapasowych w ogóle nie było w planie.

Gdyby delegacje miały dojechać samochodami z Moskwy lub Mińska, dotarłyby do Smoleńska dopiero wieczorem, a uroczystości na cmentarzu katyńskim rozpoczęłyby się ze znacznym opóźnieniem.

Jeszcze kilkanaście minut przed katastrofą rozmawiałem ze swoim odpowiednikiem ze strony rosyjskiej, że z powodu złej pogody Tu-154 leci do Moskwy lub do Mińska. Nie wiem, co wpłynęło na zmianę tych planów - mówi rozmówca gazety z MSZ.

O tym, że samolot może przeczekać mgłę na lotnisku zapasowym, nic się nie mówi w odczytanych stenogramach czarnych skrzynek. Jednak o moskiewskim Wnukowie wspomina w tym kontekście rozmówca kontrolerów ze smoleńskiej wieży.