Piloci Tu-154M zrobili wszystko, aby uchronić maszynę przed rozbiciem. Tuż przed katastrofą w Smoleńsku próbowali poderwać w powietrze samolot. Takiej treści zeznania złożyła przed polskimi śledczymi większość przesłuchanych Rosjan ze Smoleńska, którzy byli naocznymi świadkami katastrofy. Dziennikarze RMF FM dotarli do protokołów zeznań.

Polscy śledczy przesłuchali zarówno żołnierzy zabezpieczających lotnisko, milicjantów, lekarzy jak i mieszkających w pobliżu ludzi.

Najciekawsze zeznania złożył lekarz pogotowia, który 10 kwietnia wcześnie rano przyjechał na swoją działkę położoną niedaleko lotniska Siewiernyj. Kiedy skończył pracę tuż po godzinie 10 rosyjskiego czasu, zaczął iść w kierunku swojego samochodu. Zeznał, że mgła była tak gęsta, że widoczność w linii prostej wynosiła 30 metrów i 10 metrów w górę.

Podkreślił, że korony drzew były we mgle. Kiedy miał już wsiadać do samochodu, usłyszał lecący samolot - co ważne samolot leciał w linii równoległej do ziemi. Przelatując nad nim tupolew włączył, jak on sam mówi, "forsowanie silnika", czyli przełączył go na maksymalne obroty. To wskazywałoby na to, że samolot próbował się wznosić. Mężczyzna potwierdza ponadto przyjętą już wersję wydarzeń, że samolot po zderzeniu z drzewem zaczął się obracać w prawo. Rano ze wschodu samolot leciał bardzo nisko. Na wysokości około 6 metrów nad ziemią. Ja byłem bardzo blisko, na początku wyglądało, że leci normalnie, a potem uderzył w brzozę i przekręcił się- mówił świadek. Byłem tuż przy tej brzozie. On włączył dopalacze wszystkich silników. Wyglądało jakby chciał ominąć tę brzozę. Przez to uderzenie było jeszcze silniejsze - dodał.

Prawdopodobnie pilot zauważył tę brzozę jak wyszedł z mgły. Rzecz w tym, że on zszedł poniżej mgły, która była na wysokości 10 metrów. Po uderzeniu go obróciło. Podwozie było już wysunięte. Na początku leciał cicho, spokojnie. A kiedy zaczął zbliżać się do brzozy włączył silniki tak, że mnie prawie nie zdmuchnęło - powiedział świadek. Upadłem i złapałem się za koło samochodu. A kiedy przeleciał za brzozę, to już go nie widziałem.

Pytany, co stało się ze skrzydłem, powiedział, że było złamane. Jak to zauważyłem, to jeszcze wisiało na drzewie - dodał. Świadek relacjonuje, że podbiegł do skrzydła, a potem na miejsce uderzenia maszyny w ziemię. Samolot leżał już w błocie. Spojrzałem, nie widziałem nikogo żywego, a na miejscu pracowała już straż pożarna.

Inni świadkowie również zgodnie twierdzą że nad lotniskiem i jego najbliższą okolicą była gęsta mgła. Opowiadają że słyszeli jak samolot się zbliżał, że silniki pracowały równo i miarowo do pewnego momentu. Choć nie wdzieli samolotu, usłyszeli że w ułamku sekundy zwiększyła się moc silników tupolewa - świadkowie mówią, że silniki zaryczały. To bezsprzecznie wskazuje na fakt, że załoga zorientowała się że jest za nisko nad ziemią i chciała podnieść samolot. Wniosek z tego jest taki, że piloci przez szybę w kokpicie zobaczyli ziemię i wtedy włączyli pełny ciąg. Niestety, było już za późno.

Roman Osica

Marek Balawajder