Ten samolot jest tak szybki, że zdąży zejść na bezpieczną wysokość zanim jego pasażerowie mogliby odczuć skutki braku tlenu w kabinie. Tak Siły Powietrze WP tłumaczą brak - wydawałoby się podstawowej - instalacji tlenowej na pokładzie maszyny Tu - 154 M.

Rzecznik Sił Powietrznych WP, podpułkownik Robert Kupracz powołuje się na rozporządzenie ministra infrastruktury. Zgodnie z nim samoloty, które mogą zejść na bezpieczną wysokość w ciągu czterech minut, nie muszą być wyposażone w maski tlenowe. Żeby zejść z pułapu ponad 25 tys. stóp do tego, który jest w rozporządzeniu - JAR-OPS-ie, maszyna potrzebowała troszeczkę więcej jak dwie minuty, czyli miała dużo zapasu - zaznacza wojskowy.

Przywoływane przez rzecznika Sił Powietrznych przepisy zawarte w tzw. JAR-OPS-ie, czyli wymaganiach wspólnych dla lotnictwa, dopuszczają taką sytuację. Tupolew może zmienić pułap lotu z prędkością nawet 75 metrów na sekundę - na tyle wyskalowany jest wariometr, czyli urządzenie, które mierzy prędkość pionową samolotu. Tyle, że to ekstremalny manewr.

Te przepisy mówią również, że instalację tlenową musi mieć jednak w takim samolocie załoga i co najmniej 10 proc. pasażerów. Brak stałej instalacji to dość kuriozalna sytuacja, bo kto może w niebezpiecznym momencie skorzystać z tego sprzętu? Odbędzie się losowanie i kto poda butlę z tlenem i maską, gdy samolot prawie jak kamień spada z prędkością 75 metrów na sekundę w dół?

Co najdziwniejsze, w rządowych tupolewach zamontowano wiele systemów, które normalnie nie są na wyposażeniu tych samolotów, instalacji tlenowej jednak nie.

Instalacja tlenowa dla pasażerów to ratunek dla pasażerów i załogi, gdy kabina samolotu znajdującego się na dużej wysokości nagle się rozhermetyzuje. Powietrze jest wówczas wysysane z wnętrza maszyny. Tlenu na dużej wysokości jest mniej niż na powierzchni ziemi, a ten deficyt jest dla człowieka zabójczy. Warto przypomnieć choćby tragiczny lot boeinga greckich linii Helios, gdzie brak tlenu spowodował utratę przytomności u pasażerów i pilotów. Samolot latał nad Atenami i spadł, gdy skończyło mu się paliwo. Pasażerowie skorzystali wówczas z masek, które wypadły z sufitu, jednak boeing nie zmieniał wysokości, bo załoga była już nieprzytomna i tlen w instalacji wreszcie się skończył.