"Nie ma procedur natowskich, z których mogliśmy skorzystać 10 kwietnia po katastrofie" - mówi rzecznik MON-u, komentując wypowiedź generała Sławomira Petelickiego. Były szef GROM-u twierdzi, że tuż po katastrofie w Smoleńsku premier zabronił Bogdanowi Klichowi powiadomienie o tragedii NATO, co - jak podkreśla generał - było błędem.

Według generała do interwencji Donalda Tuska miało dojść po rozmowie premiera z Władimirem Putinem. Petelicki powołuje się na współpracowników ministra obrony.

Rzecznik MON-u Janusz Sejmej zaprzecza, że doszło w tej sprawie do sporu między premierem a ministrem obrony. Co więcej, kategorycznie dementuje, by po katastrofie minister Bogdan Klich chciał zwrócić się o pomoc do NATO.

Komentowanie słów pana Petelickiego staje się coraz bardziej żenujące - jego wyssanych z palca rewelacji. Ja kategorycznie dementuję, jakoby minister przekonywał pana premiera do przyjęcia jakichkolwiek natowskich procedur do badania katastrofy smoleńskiej - wyjaśnia i dodaje, że takich procedur po prostu nie ma.

Rzecznik MON zapewnia, że dziś sprawdzono to ponownie - i to w resorcie obrony, i w centrali NATO. Ciężko się oprzeć na domniemanych procedurach, o których rewelacyjnie opowiada pan Petelicki - podkreśla rzecznik resortu obrony.

Co więcej, zdaniem Sejmeja nie ma nawet procedur nakazujących alarmowanie centrali o katastrofie wojskowego samolotu - nawet jeśli na pokładzie była cała generalicja i zwierzchnik sił zbrojnych.