Przez prawie trzy godziny Jarosław Kaczyński zeznawał w Wojskowej Prokuraturze Okręgowej w Warszawie jako świadek w śledztwie dotyczącym katastrofy smoleńskiej. Prezes PiS po wyjściu z budynku przyznał, że było to przesłuchanie, jakiego można było się spodziewać.

Jak powiedział dziennikarzom Kaczyński, nic podczas przesłuchania, ani trudnego, ani niezwykłego, się nie zdarzyło. Nie chciał udzielać innych informacji na temat złożonych zeznań.

Jeden z pełnomocników Kaczyńskiego, mecenas Piotr Pszczółkowski, powiedział, że przesłuchanie było wyczerpujące, a świadek miał pełną swobodę wypowiedzi. Nie mogę zdradzić, jakie pytania padły, bo obejmuje to tajemnica śledztwa - powiedział mecenas.

Prezes PiS przyjechał do prokuratury przed godz. 10 wraz ze swoimi pełnomocnikami mec. Rafałem Rogalskim i mec. Piotrem Pszczółkowskim; opuścił budynek krótko po 13. Najpierw przez ponad godzinę Kaczyński w ramach słowa wstępnego opisywał prokuratorom to, co wie na temat katastrofy i co jego zdaniem jest ważne w taj sprawie, potem do zadawania pytań przystąpili prokuratorzy. Pytali w trzech blokach tematycznych, co wiedział o przygotowaniach lotu do Smoleńska, o samą katastrofę i o to, co wydarzyło się po katastrofie, czyli np. o obecność prezesa PiS w Smoleńsku na miejscu upadku tupolewa i o identyfikację ciała prezydenta.

Gdy prokuratorzy zakończyli polskie przesłuchanie, zadali kilkanaście pytań od rosyjskich śledczych. To była odrębna część. Te pytania były związane nie tyle ze stanem faktycznym, co ze stanem prawnym. Czyli dotyczyły np. stopnia pokrewieństwa z ofiarami katastrofy. Jedyne pytanie z Moskwy, które usłyszał Kaczyński, a nie słyszały inne rodziny, to pytanie o rozmowę telefoniczną z Lechem Kaczyńskim w trakcie lotu.

Przesłuchanie Kaczyńskiego jest jednym z kolejnych przesłuchań bliskich ofiar katastrofy smoleńskiej. Do tej pory śledczy przesłuchali już m.in. syna senator Janiny Fetlińskiej, brata prezydenckiego tłumacza Aleksandra Fedorowicza oraz wdowę po pośle PiS Przemysławie Gosiewskim.