W Atenach nie kursują dzisiaj autobusy ani pociągi. To wynik 24-godzinnego strajku pracowników transportu, zorganizowanego w proteście przeciwko oszczędnościowym posunięciom rządu. Z kolei w południe ma się rozpocząć czterogodzinny strajk kontrolerów ruchu lotniczego, a po południu pracę porzucą na trzy godziny urzędnicy. Lekarze w państwowych szpitalach zajmują się tylko nagłymi przypadkami, do pracy nie przyszło też wielu nauczycieli. Na 24 godziny pracę przerwali także dziennikarze publicznego radia i telewizji oraz agencji prasowej ANSA.

Premier Jeorjos Papandreu powtarza, że rozumie protestujących, ale podkreśla, że oszczędności są konieczne. Grecja boryka się bowiem z ogromnym zadłużeniem, sięgającym 300 miliardów euro, i kilkunastoprocentowym deficytem budżetowym. Stanowi to zagrożenie dla całej strefy euro, więc pod naciskiem Komisji Europejskiej i rynków finansowych socjalistyczny grecki rząd ogłosił w środę program oszczędnościowy. Przewiduje on m.in. wzrost podatku VAT o dwa punkty procentowe oraz cięcia płac i premii. Dzięki temu greckie władze chcą zaoszczędzić 4,8 mld euro i załagodzić poważny kryzys finansów publicznych.

Większość Greków jest jednak przeciwna krokom oszczędnościowym. Z badań opinii publicznej wynika, że 90 procent pracowników sektora publicznego nie chce 30-procentowych cięć premii na Boże Narodzenie, Wielkanoc i urlopy. Sprzeciwia się im również 76 procent pracowników sektora prywatnego i 68 procent emerytów. Około 62 procent ankietowanych ocenia natomiast, że w ciągu roku w kraju może dojść do niepokojów społecznych.