Osinów Dolny, niewielka wioska koło Cedyni w Zachodniopomorskiem, nazywany jest wioską fryzjerów. Nie bez powodów. Miejscowość to zaledwie 30 numerów domów, mieszka tu na stałe 120 osób. Jest też około 40 salonów fryzjerskich. Wszystkie od połowy marca zamknięte na głucho.

Żeby dojechać do Osinowa Dolnego, trzeba minąć pomnik Bitwy pod Cedynią. Za zakrętem zaczyna się - jeszcze do niedawna - przygraniczne eldorado. W tej niewielkiej miejscowości powstało jedno z największych przygranicznych targowisk. Klienci przyjeżdżali tu po tani alkohol, papierosy i paliwo. Obok targowiska wyrosły usługi: salony kosmetyczne, studia tatuażu, ale przede wszystkim salony fryzjerskie. Pracują w nich mieszkanki z całej okolicy, głównie z oddalonej o 2 minuty jazdy autem Cedyni. Do tej pory był to złoty interes. Z umiejętności polskich, a ostatnio także ukraińskich fryzjerek, korzystali Niemcy. Strzyc się przyjeżdżali klienci z Berlina. To 65 kilometrów od Osinowa. Tak było do 15 marca. Było bardzo dobrze, byli klienci, były pieniądze. Fryzjerki mogły liczyć na wysokie napiwki. W ostatni dzień, kiedy salony były otwarte, był olbrzymi ruch - opowiada Agata Burhardt, właścicielka salonu fryzjerskiego. Nie mogliśmy zamknąć o 17. Było tyle ludzi. Później "cmentarz" - dodaje.

Kobieta zatrudnia 5 fryzjerek. Ma oprócz tego salon kosmetyczny w Cedyni. Jej mąż prowadzi restaurację. Obecnie wszystko musieli zamknąć. Pracownicy trafili na postojowe, płacimy im z oszczędności. Nikogo nie zwolniliśmy i nie chcemy zwolnić, będziemy im płacić tak długo, jak starczy oszczędności - dodaje.

Zamknięcie salonów fryzjerskich oznacza przestój dla 150-200 osób z całej okolicy. Pani Agata z zazdrością spogląda na Niemcy, gdzie od tygodnia fryzjerzy mogą pracować. Ciągnie do nożyczek, do pracy, do normalności - mówi. Sama zgoda na otwarcie salonów fryzjerskich czy kosmetycznych w przypadku takich miejsc jak Osinów Dolny nie zmieni nic. Praktycznie 100 proc. klientów stanowili Niemcy. Teraz nie mogą wjechać do Polski, przejście graniczne w Osinowie nieczynne. Miejscowość zamarła.

Czynny jest dyskont i kilka innych sklepów. Zaglądamy do jednego ze stoisk z tytoniem, towarem, który do tej pory szedł jak woda. Właściciel ma jeszcze sklep spożywczy. Nie ma tu życia praktycznie. Możemy liczyć tylko na miejscowych klientów. Sklep mieliśmy do tej pory całodobowy, teraz otwarty jest tylko w dzień. To stoisko z tytoniem mamy czynne dziennie przez parę godzin, żeby tylko złapać tych miejscowych klientów, bo są przyzwyczajeni, że tu kupują tytoń. A pozostałe stoiska na targowisku są zamknięte - opowiada właściciel punktu. Miejscowość ma 30 numerów, a na rynku setki punktów. Kto to kupi?

Wszyscy czekają na otwarcie granic. Jak mówią, wytrzymają jeszcze kilka tygodni. Mają też dla rządu kompromisową propozycję: przywrócenie małego ruchu granicznego. Powiedzmy poruszanie się do 10 km od granicy w głąb każdego kraju. Mieszkańcy sami dopilnują, aby goście z Niemiec nie jechali dalej. My z tymi ludźmi mieliśmy do 15 marca kontakt maksymalny. W regionie nie ma żadnego przypadku zachorowania na koronawirusa - mówią przedsiębiorcy.


Opracowanie: