Joe Biden, który weekend miał spędzić w swoim domu nad oceanem wraca w trybie pilnym do Białego Domu - donosi korespondent RMF FM w Waszyngtonie. Prezydent USA musi skonsultować się z zespołem ds. bezpieczeństwa narodowego. Chodzi o wydarzenia Bliskim Wschodzie i groźbę ataku Iranu na Izrael.

Prezydent miał spędzić weekend w swojej rezydencji w Delaware, ale w sobotę Biały Dom przekazał, że Joe Biden wraca do Waszyngtonu. Napięcie na Bliskim Wschodzie sięga zenitu. Amerykańskie media donoszą, że zakulisowo toczą się rozmowy z przedstawicielami Iranu, w celu zapobieżenia wybuchowi większego konfliktu. W dialog z Teheranem miały zaangażować się także Rosja, Chiny i Turcja. Największe mocarstwa świata próbują przekonywać Alego Chamenei do powstrzymania swoich żołnierzy przed atakiem na Izrael.

Biden w piątek oświadczył, że spodziewa się irańskiego ataku "raczej wcześniej niż później". Zwrócił się także wprost do władz w Teheranie w bezpośrednich słowach: Nie róbcie tego.

W środę najwyższy przywódca Iranu zapowiedział, że Izrael "musi zostać i zostanie ukarany". W ten sposób odniósł się do wydarzeń z 1 kwietnia, gdy siły izraelskie ostrzelały placówkę dyplomatyczną w Damaszku, zabijając siedmiu członków irańskiego Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej.

Na możliwość eskalacji zareagowali wówczas przedstawiciele izraelskiej armii i rządu. "Jeżeli Iran zaatakuje ze swojego terytorium, to Izrael odpowie bezpośrednio" - przekazał tamtejszy minister spraw zagranicznych Israel Katz.

Izrael w pełnej gotowości

Z wcześniejszych doniesień wywiadu USA wynikało, że jeszcze przed końcem weekendu może dojść do irańskiego ataku.

W sobotę wieczorem władze Izraela powiadomiły, że postawiono siły zbrojne w stan pełnej gotowości. W powietrzu stale przebywają "dziesiątki samolotów bojowych" - przekazał rzecznik armii kontradmirał Daniel Hagari. Dodał, że od niedzieli począwszy szkoły będą nieczynne, odwołane zostały również wszelkie szkolne wycieczki.

Szef Pentagonu Lloyd Austin przekazał w sobotę ministrowi obrony Izraela Joawowi Galantowi, że państwo żydowskie może liczyć na "pełne wsparcie USA w obronie przed atakami Iranu i powiązanych z nim organizacji zbrojnych".

Resort obrony USA powiadomił w opublikowanym na swojej stronie internetowej oświadczeniu, że tematem rozmowy Austina z Galantem były "pilne zagrożenia regionalne". Na Morze Czerwone Amerykanie skierowali lotniskowiec USS Dwight Eisenhower.

Galant oświadczył, że Izrael "uważnie monitoruje planowany atak" grożący mu ze strony Iranu i stronników tego państwa w regionie. Dodał, że Stany Zjednoczone i inni sojusznicy zapewnili Izraelowi "nowe możliwości" obrony oraz reagowania na potencjalny irański atak - przekazał portal Times of Israel.

Iran jest państwem terrorystycznym, świat jest wystawiony na to ryzyko bardziej niż kiedykolwiek. Jesteśmy zdeterminowani, aby chronić (przed nim) naszych obywateli i znajdziemy sposób, aby nań zareagować - przekazał Galant.

Wczoraj w godzinach wieczornych Hezbollah przeprowadził atak z powietrza na północną część Izraela. Około 40 pocisków wystrzelonych z Libanu spadło w terenach niezabudowanych, albo zostało zestrzelonych przez izraelskie siły. Wówczas wydawało się, że może to być odpowiedź Iranu na wydarzenia z 1 kwietnia. Wykorzystanie libańskich szyitów do irańskiego odwetu, pozwoliłoby Teheranowi "zachować twarz" i jednocześnie nie doprowadzać do gwałtownej eskalacji konfliktu na Bliskim Wschodzie.

W sobotę jednak Korpus Strażników Rewolucji Islamskiej przejął w okolicy cieśniny Ormuz związany z Izraelem statek transportowy. Tel Awiw zapowiedział, że wobec Teheranu zostaną wyciągnięte konsekwencje. Jordańska telewizja Al-Mamlaka poinformowała, że przestrzeń powietrzna nad Jordanią zostaje "tymczasowo zamknięta".

Wiele wskazuje na to, że najbliższe dni albo nawet godziny będą na Bliskim Wschodzie decydujące.