"Po śmierci Osamy bin Ladena kraje muzułmańskie powinny odczuwać satysfakcję, bo nikt nie zaszkodził tak islamowi, jak on" - uważa Jan Natkański, były ambasador w krajach arabskich. Równocześnie dodaje, że nie można oczekiwać, iż po śmierci bin Ladena terroryzm osłabnie.

Agnieszka Burzyńska: Panie ambasadorze, świat zachodni entuzjastycznie przyjął tą informację, świat arabski dość chłodno. Co będzie dalej?

Jan Natkański: Zabójstwo bin Ladena jest sukcesem Stanów Zjednoczonych, ale nie zwycięstwem nad terroryzmem, jest porażką Al-Kaidy, ale nie klęską. Zrozumiałe są uczucia satysfakcji w Stanach Zjednoczonych, zwłaszcza na terenie Ground Zero, bo to symboliczne miejsce. Ja uważam, że satysfakcja powinna być w krajach muzułmańskich, bo tak jak zaszkodził islamowi bin Laden, to nikt nie zaszkodził. To terrorystyczna działalność Al-Kaidy i bin Ladena przyczepiła islamowi etykietę religii inspirującej terroryzm, utrwaliła stereotypy, a ta religia na to nie zasługuje i nie zawiera takich treści. Stąd istotne będą reakcje w świecie muzułmańskim.

Agnieszka Burzyńska: Mówi pan, że powinni być zadowoleni. Ale w ogóle to jest realne, żeby oni byli zadowoleni?

Jan Natkański: Myślę, że w wielu kręgach tak, o czym świadczą pierwsze oficjalne oświadczenia. Ale to zadowolenie, że odszedł na dobrą sprawę wróg islamu jest niwelowane, czy będzie niwelowane przez triumfalizm po przeciwnej stronie, triumfalizm zwycięzców w tej rozgrywce z bin Ladenem.

Agnieszka Burzyńska: Czyli ciszej?

Jan Natkański: W moim przekonaniu ciszej, bo powiadam - sukces, ale nie zwycięstwo. Dlaczego? Ukrywający się przez ostatnie 10 lat bin Laden był symbolem Al-Kaidy.

Agnieszka Burzyńska: Ale też symbolem terroryzmu.

Jan Natkański: Symbolem terroryzmu, ale nie tym wydającym dyspozycje operacyjne na co dzień. Tam jest jeszcze jego zastępca Ajman al-Zawahiri, numer dwa. Poza tym hydra terroryzmu została pozbawiona symbolicznej głowy, ale w międzyczasie odrosły jej silne głowy, które istnieją i rozbudowują się, korzystając w tej chwili z chaosu w niektórych krajach, gdzie odbywa się wiosna ludów.

Agnieszka Burzyńska: Jeden z moich rozmówców mówił, że jednak bin Laden był takim elementem scalającym Al-Kaidę, scalającym terrorystów. Kiedy jego zabraknie Ci przywódcy zaczną się kłócić i Al-Kaida osłabnie.

Jan Natkański: W takiej ocenie jest trochę pobożnych życzeń. Al-Kaida ma specyficzną strukturę autonomicznych organizacji. Ja nie sądzę, że tego typu organizacje: Al-Kaida islamskiego Maghrebu, Al-Kaida z Półwyspu Arabskiego czy Al-Kaida w Iraku za każdym razem otrzymują dyspozycje z centrali, którą był niby bin Laden. One będą funkcjonować nadal. Myślę, że jeszcze wykorzystają śmierć bin Ladena do zwarcia szeregów, a nie do rozpadu. Nie oczekujmy, że terroryzm natychmiast zniknie ze sceny politycznej.

Agnieszka Burzyńska: Co to oznacza dla takich krajów jak Libia i Syria? To jest jakaś nadzieja i optymizm, czy jednak zła informacja?

Jan Natkański: Nie wiem, bo istnieje taka prosta próba medialnej analogii, że skoro przywódca terrorystów zginął to również taki sam los czeka dyktatorów, autokratycznych władców. Ja bym tak nie łączył.

Agnieszka Burzyńska: Chodzi bardziej o zaangażowanie, o pomoc w tych krajach w budowie demokracji. Tam jednak dzieją się pewne ciekawe rzeczy tylko my koncentrujemy siły w Afganistanie i w Iraku, czyli w tych miejscach, które były związane z reakcją na osobę bin Ladena.

Jan Natkański: W krajach rządzonych autokratycznie czy totalitarnie najpierw sam naród musi zmienić przywódców. Wtedy można mu pomóc. Taka powinna być droga, bo nie jesteśmy w stanie zmieniać innym przywódców narodowych.