Jeszcze nigdy wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych nie były tak istotne dla Londynu, Paryża, Berlina czy Warszawy. Europa przez dziesięciolecia żyła w błogim poczuciu, że za jej bezpieczeństwo odpowiada Waszyngton. Dziś unijni politycy przyznają, że popełnili koszmarny błąd, który może mieć opłakane konsekwencje, gdy do Białego Domu wróci Donald Trump.

Według sondaży Donald Trump utrzymuje zdecydowaną przewagę nad pozostałymi republikańskimi kandydatami. Prawybory w Iowa odbędą się w poniedziałek. Kampania w stanie zasypanym przez śnieg i skutym lodem jednak trwa, choć właściwie ma wymiar czysto symboliczny.

Sobotni sondaż opublikowany przez NBC daje Trumpowi poparcie na poziomie 48 proc., druga w wyścigu Nikki Haley ma 20 proc. a na trzeciego DeSantisa chce głosować 16 proc. ankietowanych. 

Zwycięstwo Donalda Trumpa w prawyborach w Iowa będzie formalnością i ugruntuje jego pozycję, jako kandydata republikanów na prezydenta USA. Tak wysokie poparcie daje też jasną odpowiedź, co sympatycy Partii Republikańskiej sądzą o dziesiątkach zarzutów karnych postawionych Trumpowi. 

Podczas gdy synoptycy przewidują, że noc z niedzieli na poniedziałek będzie najzimniejszą w historii stanu Iowa (prognozuje się -30 stopni Celsjusza), w Europie zrobiło się nadspodziewanie gorąco. Stolice największych krajów UE i Londyn patrzą z niepokojem na to, co dzieje się za Atlantykiem.

"Nie przyjdziemy wam z pomocą"

Burzę na Starym Kontynencie wywołała wypowiedź Thierry’ego Bretona. Szef rynku wewnętrznego UE przyznał, że w 2020 roku Donald Trump wypowiedział do Ursuli von der Leyen następujące słowa: "jeśli Europa będzie atakowana, nigdy nie przyjdziemy, aby was wesprzeć".

Breton upublicznił tę wypowiedź w Parlamencie Europejskim, niecały tydzień przed prawyborami w Iowa i - dziwnym trafem - wydarzenie to zbiegło się w czasie z propozycją szefa rynku wewnętrznego o zwiększeniu produkcji amunicji w całej UE.

CNN uważa, że niezależnie od tego czy Trump faktycznie wypowiedział te słowa, czy Breton zdobył się na sprytną konfabulację, by przeforsować swój projekt - powrót byłego prezydenta USA do Białego Domu budzi realny niepokój w Europie. Najgorsze jest to, że antyeuropejskie poglądy Donalda Trumpa zakorzenione są w prawdzie, o której każdy w Europie wie, ale nie każdy chce głośno ją wyrazić. Narody europejskie od dziesięcioleci zaniedbywały budżety zbrojeniowe, wychodząc z założenia, że wojna jest nieprawdopodobna, a w razie czego z pomocą pośpiesza Stany Zjednoczone.

Terapia szokowa

Trump kilkoma szokującymi wypowiedziami podważył to założenie. "Kiedy pojawił się Trump, uświadomiliśmy sobie, że Stany Zjednoczone mogą nie zawsze działać w interesie europejskim, zwłaszcza jeśli jest to sprzeczne z interesem amerykańskim" - powiedział CNN wysoki rangą dyplomata UE. "Mówienie tego na głos brzmi naiwnie, ale takie założenie przyjęło wcześniej wiele osób" - dodał.

Urzędnicy UE zrozumieli wreszcie zagrożenie i zaczęli przygotowywać grunt pod wzmocnienie obronności i bezpieczeństwa. Poważnie potraktowano wojnę w Ukrainie i Kijów może liczyć na pomoc Europy. Nawet mimo ogromnej biurokracji i braku jednomyślności między poszczególnymi krajami, UE zdołała się zmobilizować.

Zmianie uległo też podejście europejskie do handlu. Zwiększono dywersyfikację łańcuchów dostaw. Tu także "pomógł" Donald Trump, który w 2018 roku nałożył niebotyczne cła na importowane z Europy stal i aluminium. Unia zmieniła prawo tak, by nigdy więcej nie stać się zakładnikiem obietnic wyborczych kandydatów na prezydenta USA.

Joe Biden jeszcze bardziej dał do myślenia urzędnikom europejskim, podtrzymując wiele decyzji Trumpa, zwłaszcza w kwestiach handlu i relacji z Chinami. Europa zrozumiała, że musi wyobrazić sobie świat, w którym Stany Zjednoczone nie przybiegają z pomocą na zawołanie.

Długa droga przed Europą

Problem w tym, że całkowite przesterowanie polityki UE, gwałtowne dozbrojenie i zdecydowana zmiana sposobu w jaki Wspólnota prowadzi handel - będzie najzwyczajniej w świecie piekielnie trudne i czasochłonne. Europa będzie potrzebowała solidnego buforu czasowego i będzie musiała układać się z Trumpem, jeśli ten wygra wybory. A to również będzie trudne, bo znany z kiepskiego przyjmowania krytyki Trump nieraz udowadniał, że potrafi zareagować gwałtownie i przesadnie, gdy negocjacje nie idą dokładnie po jego myśli.

Jak informuje CNN niektórzy dyplomaci unijni doszli do wniosku, że najlepszym sposobem postępowania z Trumpem, gdyby wygrał tegoroczne wybory, jest zachowanie spokoju i dalsze wysiłki na rzecz budowania bezpiecznej Europy bez USA.

"Ostatnim razem spędziliśmy mnóstwo czasu, próbując odpowiedzieć za każdym razem, gdy Trump wypowiadał jakąkolwiek myśl, która właśnie przyszła mu do głowy. Jednak dość często nie postępował zgodnie ze słowami" - powiedział CNN urzędnik UE. Inny dodaje, że Unia "musi być dojrzała" i kontynuować swoją obecną politykę niezależnie od tego jak skończy się wojna.

Rzecz w tym, że minie być może wiele dziesięcioleci zanim Europa uniezależni się od Stanów Zjednoczonych. W tym czasie może dojść do wielu wydarzeń, których skutki będzie trudno zignorować.

Wielu polityków obawia się, że relacje transatlantyckie nie będą już takie same, gdy Donald Trump wróci do władzy. Christine Lagarde, szefowa Europejskiego Banku Centralnego, przyznała, że jego powrót będzie "zagrożeniem" dla Europy.