Musiało minąć niemal pięć lat od zamachów na WTC i Pentagon, aby kino zdecydowało się pokazać wydarzenia z 11 września na dużym ekranie. W tym roku miały swoją premierę dwa filmy – „World Trade Center” Oliviera Stone’a i „Lot 93” Paula Greengrasssa.

Pierwszy z filmów polską premierę będzie mieć w październiku, drugi możemy oglądać już od sierpnia. Oba polecamy Waszej uwadze.

„Lot 93” brytyjskiego reżysera Paula Greengrassa jest paradokumentem; nie stawia trudnych pytań, nie jest uwikłany w politykę, stara się jedynie skrupulatnie odtworzyć fakty. Opowiada o wydarzeniach, jakie rozegrały się na pokładzie Boeinga 757-222, czwartego porwanego samolotu, który jako jedyny nie doleciał do celu. Plany terrorystów pokrzyżowali bowiem sami pasażerowie.

Samolot linii United Airlines, lot 93, latał regularnie na trasie z Newark do San Francisco. 11 września 2001 porwali go terroryści. Uzbrojeni w noże porywacze, grożąc wysadzeniem maszyny, dostali się do kabiny pilotów. Kiedy okazało się, że pasażerowie próbują przejąć kontrolę nad samolotem, terroryści zdecydowali się rozbić maszynę. Samolot spadł na pustym polu niedaleko Shanksville w Pensylwanii.

Film „Lot 93” pokazuje nie tylko dramat pasażerów, ich pełną odwagi postawę, ale mówi też o tym, co działo się na dole – widzimy chaos w ośrodkach decyzyjnych, bezradność i niedowierzanie pracowników kontroli lotów.

Obraz powstał na podstawie relacji rodzin pasażerów, którzy komunikowali się z bliskimi na ziemi, zapisów z czarnych skrzynek boeinga i ustaleń specjalnej komisji badającej wydarzenia z września 2001 roku. Na ekranie nie widzimy znanych twarzy – w pasażerów wcielają się mało znani aktorzy, a kontrolerów lotu grają osoby na co dzień monitorujące ruch samolotów. Film trwa 91 minut, czyli dokładnie tyle ile lot porwanego samolotu United Airlines.

W filmie Oliviera Stone’a owszem zobaczymy gwiazdy Hollywood, m.in. Nicolasa Cage’a i Michaela Pena, ale i tu podobnie jak u Greengrassa próżno szukać moralnych i politycznych ocen. Ameryka z niecierpliwością, ale i obawą czekała na najnowszą produkcję Stone. Wszak przyzwyczaił on widzów, że chętnie zabiera głos w istotnych sprawach, a jego opinie nieraz są mocno kontrowersyjne. Po premierze odetchnęli z ulgą – Stone skupił się na pokazaniu dramatu ludzi uwięzionych pod zgliszczami w WTC, bez podtekstów politycznych.

Film Stone'a to spojrzenie na tragiczne wydarzenia sprzed 5 lat oczami bezpośrednich uczestników tamtych dni, to historia dwóch policjantów, na których pod czas akcji ratunkowej w WTC zawaliła się druga z wież. Mężczyźni pod gruzami przez kilkanaście godzin oczekiwali na pomoc. Will Jimeno i John McLoughin wprawdzie się nie widzieli, ale przez cały czas ze sobą rozmawiali, wzajemnie podtrzymując się na duchu. Widzimy także rodziny policjantów, żony odchodzące od zmysłów, przerażone brakiem informacji o losie bliskich.

Film Stone’a jest typową produkcją hollywoodzką; pełną wzruszeń, efektów specjalnych i pozytywnym zakończeniem. Podczas realizacji obrazu nie obyło się jednak bez konfliktów, projekt Stone’a nie spodobał się niektórym rodzinom ofiar. Jedni uważali, że minęło zbyt mało czasu, by stanąć twarzą w twarz z tamtymi wydarzeniami, z bólem i cierpieniem. Inni mieli za złe reżyserowi, że nie z nimi konsultował przebieg wydarzeń, że nie do nich zwrócił się z prośbą o dostarczenie materiałów. Te głosy pokazują, że nie dla wszystkich w Ameryce minął jeszcze czas żałoby.

Świat znacznie wcześniej zdecydowała się na konfrontację z wydarzeniami 11 września. W rocznicę zamachów powstał film „11’’09’01” wspólne przedsięwzięcie jedenastu reżyserów; wśród nich Kena Loacha, Danisa Tanovica, Samiry Makhmalbaf czy Seana Penna. Większość z tych krótkometrażówek miała silny polityczny podtekst; nie brakowało głosów, że sama Ameryka jest współodpowiedzialna za ataki.

Oczywiście powstawało także wiele filmów dokumentalnych. Pierwszy pojawił się już pół roku po zamachach. Szukano winnych tragedii, wyciągano na światło dzienne niewygodne dla administracji George’a W Busha fakty, przypominano liczne kłamstwa, jakie w sprawie 11 września padły z ust polityków. Jednym z najgłośniejszych i nie mniej kontrowersyjnych filmów był antybushowski "Fahrenheit 9/11" Michaela Moore’a.

Sporo protestów wywołała także wyemitowana wczoraj w amerykańskiej telewizji ABC pierwsza z dwóch części filmu "Droga do 11 września". Produkcji głośno sprzeciwiali się członkowie byłej administracji prezydenta Billa Clintona. Wg nich film zawierał fikcyjne sceny, które przedstawiały w złym świetle działania demokratycznej administracji. Między innymi sugerowano tam, że prezydent zajęty skandalem z Moniką Lewiński nie podjął dość zdecydowanych działań wobec Osamy Bin Ladena. Wersja pokazana wczoraj uwzględniła niektóre z zastrzeżeń, film nieco inaczej zmontowano, pomijając najbardziej kontrowersyjne sceny. Usunięto także informacje, że scenariusz został oparty na raporcie komisji do spraw 11 września.

Znacznie więcej pozycji poświeconych 11 września znajdziemy na księgarskich półkach. To książki próbujące odpowiedzieć, co dokładnie wydarzyło się 5 lat temu i jak do tego mogło dojść („101 faktów o 11 września, które trzeba znać”; „11 września i amerykańskie imperium”; „11 września – co naprawdę się stało” itp..), wspomnienia osób, które przeżyły tragedię („102 minuty walki o życie w wieżach World Trade Center”), ale również książki traktujące zamachy w USA w szerszym kontekście.

Wielu socjologów, znawców kultury, filozofów pisało o coraz trudniejszych relacjach Zachód – islam, wojnie cywilizacji, rozpisywali się o islamofobii, która po atakach na WTC i Pentagon przybrała na sile, o izolacji Ameryki, o Ossamie bin Ladenie. Wspomnijmy tylko kilka tytułów: „Burza ze Wschodu, czyli walka między światem arabskim a chrześcijańską Europą”, "Kiedy Europa spała - jak radykalny islam niszczy Zachód od wewnątrz". W ten nurt wpisują się również książki Oriany Fallaci – „Wściekłość i duma”, „Siła rozumu” czy wydany rok temu „Wywiad z sobą samą. Apokalipsa.”

„Nietypowo na tym tle wygląda z pewnością wydany w Stanach Zjednoczonych komiks o wydarzeniach z 11 września. To obrazkowa adaptacja raportu komisji badającej wydarzenia sprzed 5 lat. Co ciekawe, komiks stworzyli autorzy innych znanych na całym świecie historii o superbohaterach - Sid Jacobson i Ernie Colon. Zainteresowanie książką jest w USA ogromne – mówi RMF FM Devan Sander, krytyk komiksów. Jednocześnie dodaje, że to nie pierwszy komiks o tamtym tragicznym dniu, choć poprzedni Arta Spiegelmana „W cieniu nieistniejących wież” nie został zbyt dobrze przyjęty.