Po 105 dniach od powstania rządu pozycja i fotel szefa polskiej dyplomacji zaczęły mocno się chwiać. Witold Waszczykowski znalazł się w ogniu krytyki i to - co źle mu wróży - ogniu, zwanym w języku wojskowym "friendly fire". Po szpilach, wbijanych mu i przez prezesa PiS, i marszałka Senatu, minister spraw zagranicznych może poważnie obawiać się o swe dalsze losy.

Po 105 dniach od powstania rządu pozycja i fotel szefa polskiej dyplomacji zaczęły mocno się chwiać. Witold Waszczykowski znalazł się w ogniu krytyki i to - co źle mu wróży - ogniu, zwanym w języku wojskowym "friendly fire". Po szpilach, wbijanych mu i przez prezesa PiS, i marszałka Senatu, minister spraw zagranicznych może poważnie obawiać się o swe dalsze losy.
Minister spraw zagranicznych RP Witold Waszczykowski /Leszek Szymański /PAP

Chmury, które zawisły nad głową Waszczykowskiego, gęstnieją i stają się coraz ciemniejsze. Nie jest tak, że jego ministerialny byt - a raczej niebyt - jest już przesądzony, ale jeśli zachowa swe stanowisko, to przede wszystkim dlatego, że mogłoby to zostać odebrane jako gest słabości i poddanie się w różnych wojenkach, które działania ministra zapoczątkowały.

Witold Waszczykowski i jego działania wielokrotnie wzbudzały już zdziwienie czy dezaprobatę. Pomijając już kontrowersje wokół prowadzonej przez niego polityki - mocno impulsywne wypowiedzi ministra i jego kroki jakoś mało kojarzą się z szefem dyplomacji, a bardziej z partyjnym watażką. Jarosław Kaczyński zostaje złośliwie przedstawiony podczas parady w Duesseldorfie - minister zapowiada, że zwróci uwagę szefowi niemieckiego MSZ, wycieka opinia Komisji Weneckiej - minister pisze list do Rady Europy o brutalnym ataku i braku skrupułów, BBC pokazuje nieprzychylny dla rządzących reportaż - minister skarży się stacji na Maję Rostowską, wybucha sprawa Wałęsy - minister mówi o tym, że Noblista mógł być sterowaną przez komunistów marionetką, wywiad w "Bildzie" - minister potępia rowerzystów i wegetarian... Jak na niewiele ponad trzy miesiące - sporo tego. A że w dodatku Waszczykowski podpadł swemu obozowi mało intensywnie realizowanymi zmianami personalnymi w resorcie i zaproszeniem Komisji Weneckiej - zaczęto snuć już plany tego, jak honorowo pozbyć się go z resortu.

Plan najbardziej naturalny, łatwy do przeprowadzenia i dla ministra całkiem honorowy to plan odesłania go do Brukseli. Okazja nadarza się sama - za parę miesięcy europoseł PiS Janusz Wojciechowski odchodzi do Europejskiego Trybunału Obrachunkowego. Traf chce, że zwalniane przez niego miejsce należy się właśnie Waszczykowskiemu. I w PiS-ie pojawiają się pomysły, by z tej okazji skorzystać. A na jego fotelu osadzić kogoś nowego, może bardziej zaufanego i bardziej wstrzemięźliwego w słowach - i tu pojawiają się nazwiska Krzysztofa Szczerskiego, Konrada Szymańskiego, Kazimierza Ujazdowskiego czy Ryszarda Legutki - który już raz ofertę objęcia MSZ dostał i odmówił, woląc posadę w europarlamencie.