To był spisek. Musiał być. Władza, pod osłoną nocy, próbowała zmienić konstytucję. Zmienić tak, by móc rozdawać i rozprzedawać dobro całego Narodu (oczywiście z dużej litery!) jakim są Lasy Państwowe? W ten skrytobójczy spisek zamieszane były „mainstreamowe media”, które ów ponury pomysł „przykrywać” miały sałatką posłanki Pawłowicz. Na szczęście ani jednym, ani drugim się nie udało….

W sieci pączkuje legenda. Pączkuje i rośnie. Wtajemniczeni już doskonale wiedzą, że omal nie doszło do tragedii, do skoku na kasę, do wyprzedaży narodowego majątku, do zbrodni wymierzonej w grzybiarzy, myśliwych, w zbieraczy chrustu, jagód i borówek. Przerażony wizją niemożności zbierania miłych memu sercu i podniebieniu darów leśnego runa i ja postanowiłem zakrzyknąć swoje "no pasaran", ale - nim wydałem okrzyk - postanowiłem (mam wrażenie, że w odróżnieniu od wielu uczestników tej dyskusji) przyjrzeć się sprawie bliżej.

Tak rzeczywiście. Sejm od dobrych paru miesięcy zajmował się pomysłem wpisania do konstytucji Lasów Państwowych. Wpisania. Bo do tej pory, pojęcia Lasów Państwowych w konstytucji nie było wcale. Pomysł zrodził się jeszcze za czasów rządów Tuska, który, by - jak mówił - przeciąć plotki i sugestie, że zamierza prywatyzować polskie lasy zaproponowałby zapisać w konstytucji gwarancję "trwałości rozwiązania, jakim są Lasy Państwowe z wolnym wstępem dla wszystkich". Propozycja została ubrana w poselski projekt i sejm zaczął pracę nad zapisem gwarantującym, że "Lasy stanowiące własność Skarbu Państwa nie podlegają przekształceniom własnościowym, z wyjątkiem przypadków określonych w ustawie". Prace, jak na polski parlament, poszły dość szybko. Między marcem, a grudniem odbywano kolejne czytania projektu zgłaszano doń poprawki, nieco go zmieniano. Ostatecznie, koalicja rządowa, wspierana przez SLD i TR zaproponowała, by kluczowy zapis konstytucyjny brzmiał następująco "Lasy stanowiące własność Skarbu Państwa nie podlegają przekształceniom własnościowym. Wyjątki od tej zasady, uzasadnione celami publicznymi lub celami zrównoważonej gospodarki leśnej, określa ustawa". Opozycja - jak twierdziła - była w zasadzie była za tym, by lasy do konstytucji wpisać, ale proponowała zapis jeszcze bardziej szczegółowy, a mianowicie, że "Lasy stanowiące własność Skarbu Państwa nie podlegają przekształceniom własnościowym, z wyjątkiem przypadków określonych w ustawie. Wszelkie zmniejszenie powierzchni lasów Skarbu Państwa podlega obowiązkowi zrekompensowania ubytku tej powierzchni poprzez przekazanie do Skarbu Państwa gruntów o powierzchni co najmniej trzykrotnie większej". Do ostatecznego głosowania doszło po północy z 18 na 19 grudnia. Poprawkę PiS-u odrzucono, w zamian za co, prawica nie poparła projektu i wylądował on w koszu. W związku z czym, dość pusty, (bo skoro można stan własnościowy lasów zmieniać przy pomocy ustawy, to zapis konstytucyjny jest raczej mydleniem oczu niż realną ochroną), ale jednak podnoszący Lasy Państwowe do rangi wartości konstytucyjnej zapis, nie obowiązuje i wszystko zostaje po staremu. A lasy chronione są przez ustawę, która stawia spore ograniczenia w ich sprzedawaniu i przekształcaniu. Gdzie tu spisek? Gdzie skok na kasy i lasy? Gdzie tajemna próba ich sprywatyzowania i wydania w ręce obce i pohańbione? Na te pytania mało kto odpowiada, bo mało kto sięga do sejmowych annałów, znacznie bardziej od historii poprawki woląc skupiać się na histerii i okrzykach o "przykrywaniu głosowania" i poprawce, która "odblokowywała możliwości sprzedaży lasów".

A co do sałatki posłanki Pawłowicz - mnie też nie podobało się to, jak wiele czasu i miejsca w mediach jej poświęcono. Dla mnie to była historia tak nieistotna i tak mało smakowita, że nie poświęciłem jej chyba ani sekundy w rozmowach i relacjach medialnych. Ale czym innym jest problem banalizacji mediów i poddawania się dyktatowi błahostek, a czym innym zarzut spisku i nieczystej gry.