Wojska USA biorą na siebie ciężar walk z talibami w prowincji Ghazni. Polscy żołnierze mają się skupić na ochronie głównej drogi Afganistanu oraz szkoleniu miejscowej policji i armii. Nieoficjalnie polscy dowódcy przyznali, że polskie oddziały samodzielnie nie radziły sobie w Ghazni - informuje "Gazeta Wyborcza".

Prawie tysiąc amerykańskich żołnierzy zajmuje najbardziej niebezpieczne rejony Ghazni, za których bezpieczeństwo odpowiadali Polacy. Będę podlegać polskiemu dowództwu. Amerykanie przejęli od Polaków trzy bazy: Giro, Four Corners i Band-e-Sardeh. Polskie oddziały zostaną w dwóch: Ghazni i Warrior. Głównym zadaniem polskich oddziałów będzie patrolowanie przeszło stu kilometrów tzw. autostrady nr 1. To główna droga Afganistanu. Biegnie od granicy z Uzbekistanem przez Mazar-e-Szarif i Kabul do Kandaharu i dalej do Heratu.

- Wprowadzenie amerykańskiego wojska do Ghazni to inicjatywa Amerykanów. My przyjęliśmy ją z zadowoleniem - powiedział minister obrony narodowej Bogdan Klich.

Dwa lata temu rozproszeni w trzech prowincjach polscy żołnierze zostali skoncentrowani w Ghazni. Już wtedy polscy dowódcy twierdzili, że utrzymanie bezpieczeństwa w jednej z największych prowincji wymaga co najmniej 4 tys. wojsk. Dziś nasz kontyngent liczy 2,6 tys. i jest to kres naszych możliwości - tak ludzkich, jak i finansowych - informuje "Gazeta Wyborcza".