Zaginiony konwojent z Warszawy mógł ukraść od pół miliona do nawet kilku milionów złotych - dowiedział się reporter RMF MAXXX Przemek Mzyk. 41-latek zabrał z służbowego auta nie tylko pieniądze, ale też broń z 64 sztukami amunicji. Sprawą zajmuje się prokuratura, która nie wyklucza wydania listu gończego za konwojentem.

Warszawska policja od czwartku szuka konwojenta firmy ochroniarskiej, który po zakończeniu pracy nie zgłosił się do firmy i nie rozliczył się z pieniędzy. Mężczyzna porzucił służbowy samochód na parkingu przed centrum handlowym.

W piątek wyszło na jaw, że mężczyzna mógł skraść nawet kilka milionów złotych. 

Śledczy znają tożsamość sprawcy. Ta informacja ma im pomóc w ustaleniu, dokąd mógł wyjechać. Jak dowiedział się reporter RMF FM Michał Dobrołowicz, za mało prawdopodobną uważają hipotezę o porwaniu konwojenta razem z pieniędzmi, stawiają raczej na samodzielną ucieczkę z łupem.

Pieniądze ukradzione przez konwojenta były ubezpieczone - zapewnił w rozmowie z Przemkiem Mzykiem rzecznik firmy Konsalnet Bartosz Pawłowski. Postaramy się, aby jak najszybciej zwrócić gotówkę poszkodowanym - dodał Pawłowski.

Miesiąc temu do podobnej sytuacji doszło w Wielkopolsce. W Swarzędzu konwojent, który posługiwał się danymi osobowymi innej osoby, ukradł z konwoju prawie 9 mln złotych. Złodziej wciąż nie został schwytany.

Przemysław Mzyk (j.)