Kontroler lotów oskarżony po katastrofie samolotu CASA w 2008 roku został prawomocnie uniewinniony zdecydował Wojskowy Sąd Okręgowy w Warszawie. Prokuratura zarzucała mu niedopełnienie obowiązków.

Wcześniej, Wojskowy Sąd Garnizonowy w Warszawie nieprawomocnie uznał, że 33-letni Adam B. nie jest winien niedopełnienia obowiązków. Według śledczych, kontroler nie egzekwował swoich powinności wobec załogi Casy  m.in. co do kontrolowania ruchu samolotu na ścieżce zniżania. Sąd uznał, że nie ma na to dowodów. Sprawa może jeszcze trafić do Sądu Najwyższego.

Adam B. został oskarżony w kwietniu 2011 roku. Jednocześnie prokuratura uznała, że nie przyczynił się bezpośrednio do katastrofy. Po stronie załogi stwierdzono błędy w sztuce pilotażu, brak synchronizacji wysokościomierzy, nieobserwowanie przyrządów. Efektem było doprowadzenie do przechylenia i pochylenia samolotu, utraty siły nośnej i katastrofy. Zdaniem śledczych piloci byli przekonani, że zniżają się prawidłowo na prawidłowej ścieżce, podczas gdy byli ponad nią.

Według prokuratury kontroler "mając obowiązek zapewnienia bezpieczeństwa samolotu Casa, poprzez kontrolowanie ruchu samolotu na ścieżce zniżania, przekazywania załodze samolotu informacji o pozycji statku w stosunku do ścieżki zniżania, nie egzekwował tych powinności". Miał on akceptować "sytuację braku określenia odchyleń w wysokości pozycji samolotu i sytuację braku korekty tego stanu przez załogę". Miało to polegać m.in. na nieobserwowaniu ekranu radaru ścieżki zniżania i nieżądaniu od załogi potwierdzeń zrozumienia podawanych komend.  

Wojskowy samolot transportowy rozbił się 23 stycznia 2008 r. pod Mirosławcem (Zachodniopomorskie). Na pokładzie maszyny, rozwożącej uczestników konferencji bezpieczeństwa lotów wojskowego lotnictwa, było czterech członków załogi i 16 wysokiej rangi oficerów Sił Powietrznych; wszyscy zginęli. Po katastrofie stanowiska straciło pięciu wojskowych bezpośrednio odpowiedzialnych - w ocenie szefa MON - za decyzje, które do niej doprowadziły. Najbliżsi ofiar - wdowy, rodzice i dzieci - otrzymali po 250 tys. zł. Łącznie MON miał wypłacić 19,5 mln zł rodzinom ofiar.
 
W marcu 2011 r. prokuratura rosyjska prowadząca śledztwo ws. katastrofy smoleńskiej zwróciła się do Polski o przekazanie prawomocnego orzeczenia kończącego postępowanie karne w sprawie Casy.  W 2013 r. Naczelna Prokuratura Wojskowa podawała, że wniosku strony rosyjskiej o pomoc prawną z Polski nie zrealizowano, bo proces trwa.