Między 1 a 10 października wielu ratowników, będących na kontraktach, w ramach protestu zgłosiło wolne i nie pojawi się na dyżurach. Dotyczy to stacji w całym kraju. Zabraknąć może być może nawet połowy wszystkich karetek w Polsce - wynika z nieoficjalnych informacji.

Protest ratowników medycznych to oddolna akcja, więc trudno określić jej skalę. W niektórych stacjach ratownicy zgłosili wolne, a w innych będą mocno ograniczać liczbę dyżurów.

Wiadomo np., że tak będzie w powiecie warszawskim zachodnim. Tam pracownicy oddziałów - nie tylko ratownicy, ale tez na przykład pielęgniarki - poinformowali szefostwo stacji o planowanym udziale w akcji protestacyjnej. 

Podobne informacje płyną z Gdańska. W tym mieście na początku października może zabraknąć obsady dla połowy karetek. 

Nie tylko wyższe pensje

Ratownicy medyczny w ramach protestu domagają się nie tylko wyższych pensji, ale też lepszych warunków pracy. Wielu z nich pracuje bowiem po 300-400 godzin w miesiącu.

Ratownicy swoje niezadowolenie zamanifestowali wcześniej m.in. 3 września. Wówczas 25 proc. karetek w całym kraju pozostało bez załogi. 






 

Opracowanie: