Niezależne grupy obrońców środowiska oprotestowują przebieg Konferencji Klimatycznej w Hadze. Uważają, że za dużo tam polityki i ekonomii, a za mało rzeczywistej troski o środowisko.

Frank Loy - przewodniczący amerykańskiej grupy negocjacyjnej w Hadze - został trafiony tortem przez aktywistkę należącą do jednej z grup ochrony środowiska. Kobieta chciała w ten sposób zaprotestować przeciw bezproduktywności rozmów na temat porozumienia w sprawie redukcji emisji gazów cieplarnianych. Wycierając twarz Loy ripostował, że nie miałby nic przeciwko ciastu z dyni w Święto Dziękczynienia, natomiast obecnie bardziej zależy mu na dojściu do porozumienia w sprawie walki z globalnym ociepleniem. Dodał, że rozmowy znalazły się na poważnym etapie, a intencją Waszyngtonu jest doprowadzić do zawarcia porozumienia, które odpowiadałoby realiom. Celem haskiej konferencji, która rozpoczęła się 13 listopada, jest opracowanie sposobów praktycznej realizacji Protokołu z Kioto (z 1997 r.). Zakłada on ograniczenie emisji szkodliwych gazów do atmosfery przez kraje uprzemysłowione średnio o 5,2% do 2002 r. Protokół podpisały 84 kraje, ale do tej pory ratyfikowało go tylko 15 małych państw, dlatego nie wszedł jeszcze w życie.

Stanowisko USA w sprawie wypełniania zobowiązań, wynikających z Protokołu z Kioto wzbudza kontrowersje od samego początku spotkania w Hadze. Delegacja Stanów forsuje swoje stanowisko, kładąc nacisk na bierne sposoby wypełniania zobowiązań (wynikających z Protokołu z Kioto), np. przez wykorzystanie naturalnych pochłaniaczy - lasów i powierzchni ziemi. USA chcą również redukować ilość dwutlenku węgla, do której się zobowiązały, za pomocą międzynarodowych mechanizmów gospodarczych (handel emisjami), a nie działaniami na terenie swojego kraju.

USA są źródłem 1/4 światowej emisji dwutlenku węgla.

15:15