Przez osiem miesięcy Antoni Bielańczuk ze Słupska budował podjazd przy 11-piętrowym wieżowcu dla swej niepełnosprawnej córki. Ojcu niepełnosprawnego dziecka nie pomógł żaden urząd, nie pomogła też spółdzielnia mieszkaniowa. Mało tego - właśnie spółdzielnia nakazała zakończyć mu budowę do końca tego roku.

Jeśli mężczyzna nie zrobiłby tego, zagrożono mu, że zrobi to firma budowlana, a za jej prace będzie musiał zapłacić sam. Na szczęście Pan Antoni zdążył. Kilkunastometrowy podjazd już stoi. Po nagłośnieniu tej sprawy pan Antoni zyskał wielu przyjaciół. Dzięki ich wsparciu, starszy mężczyzna żyjący z renty wybudował okazały podjazd. Niestety urzędnicy mu nie pomogli i nie pomogą, bo pan Bielańczuk jak mówi Marek Pogodziński zajmujący się rehabilitacją społeczną przy urzędzie miasta nie przestrzegał procedur urzędowych. Nieprzestrzeganie procedur w tym przypadku oznacza, że Antoni Bielańczuk nie złożył odpowiedniego wniosku w terminie. Pan Antoni nie może zrozumieć urzędników. Ma do nich żal i więcej o pomoc ich nie poprosi. Marlena Bielańczuk porusza się tylko na wózku inwalidzkim. Dzięki swemu ojcu może teraz swobodnie wydostać się z 11-piętrowego wieżowca.

To był przykład jak bardzo można utrudnić życie osobie niepełnosprawnej. Natomiast w Łodzi dla odmiany możemy zobaczyć jak takiej osobie życie ułatwić. Elektryczny wózek inwalidzki przypominający samochód, domowe podnośniki do przenoszenia niepełnosprawnych - między innymi taki sprzęt wystawiono w Łodzi na Targach "Rehabilitacja 2001". Jednak dla wielu osób reklamowany sprzęt jest ciągle rzeczą nie do zdobycia. Kasy chorych refundują tylko zakup podstawowych aparatów i urządzeń - w dodatku nie w całości. Kolejka chętnych jest długa a pomoc rozmaitych organizacji i fundacji w dofinansowaniu sprzętu ograniczona. Łódzkie targi rehabilitacji odwiedził Marcin Wąsiewicz:

foto Archiwum RMF

11:20