Niewykluczone, że w ślady pielęgniarek pójdą również lekarze. Tak stało się już w Sieradzu. Ponad tydzień temu tamtejsze pielęgniarki głodówką wywalczyły dla siebie dodatkowe pieniądze. Teraz protest i walkę o podwyżki zaczynają lekarze.

Mimo, ze strajk okupacyjny brzmi groźnie to na szpitalnych korytarzach nie widać oznak niepokoju. Lekarze postanowili po prostu po dyżurach zostawać w miejscu pracy. Jednak jeśli do jutra dyrekcja nie przedstawi zadowalających propozycji nie wykluczają rozpoczęcia głodówki: "Determinacja kolegów jest tak duża, że trzeba brać to realnie pod uwagę. Dłużej tego przeciągać nie ma sensu". Lekarze chcą podwyższenia pensji zasadniczej do 1700 złotych brutto. Teraz mają po 1100. Domagają się też zaległych wypłat za dyżury. Medycy gorzkim śmiechem komentowali wczorajsze propozycje dyrekcji, a ta nie ukrywa, że w kasie jest pusto: "Pieniędzy nie ma. Wszelkie propozycje muszą się wiązać z poszukiwaniem dalszych oszczędności (...)w innych dziedzinach". Pieniędzy nie ma są za to długi. W przypadku sieradzkiego szpitala to już 11 milionów złotych.

Tymczasem w całym kraju protestuje coraz więcej pielęgniarek. Wszystkie domagają się wyższych pensji. Głodówkę rozpoczęło 14 sióstr z Wodzisława Śląskiego.Chcą 300-400 złotych podwyżki i poprawienia warunków pracy. Dyrektor szpitala twierdzi jednak, że dopóki nie podpisze kontraktu ze Śląską Kasą Chorych na przyszły rok, nie może im nic obiecać. 80 pielęgniarek protestowalo natomiast przed budynkiem starostwa w Mielcu przeciwko odebraniu dodatków i premii. W Nowym Tomyślu w Wielkopolsce siostry zagroziły strajkiem, jeśli nie otrzymają obietnicy, że od 1 stycznia przyszłego roku ich płace wzrosną o rzeczywistą inflację, a od września będą na poziomie średniej krajowej. Tymczasem dyrektor szpitala twierdzi, że nie ma pieniędzy na te podwyżki.

Protest przerwało natomiast 26 spośród 75 sióstr prowadzących głódówkę w szpitalu w Gryfinie w zachodniopomorskiem. Nadal protestują pielęgniarki z Białegostoku i Łodzi.

19:50