Naukowcy wreszcie mają dowody na to, o czym dawno chcieliśmy usłyszeć. Krótkie przerwy pomagają nam się skoncentrować. Praca psychologów z University of Illinois, opublikowana na łamach czasopisma "Cognition", kwestionuje dotychczasowe przekonanie, że nasza uwaga z czasem się wyczerpuje, sugeruje raczej, że po prostu kierujemy ją nie tam, gdzie trzeba. Lekarstwem mają być krótkie chwile dekoncentracji.

Jak podkreślają autorzy opublikowanej właśnie pracy, trzeba zrewidować dotychczasowe przekonanie, że zapas naszej uwagi zmniejsza się z czasem i dlatego czujemy się znużeni, nie przykładamy się do nauki, czy pracy tak bardzo, jak by należało. Ich zdaniem zawsze na czymś się koncentrujemy, z czasem po prostu coraz mniej na aktualnie wykonywanym zadaniu.

Zdaniem psychologów z Illinois można to porównać do stopniowego zapominania o odczuwanych przez nas bodźcach czuciowych. W ten sposób zapominamy po pewnym czasie, że mamy na głowie czapkę, nie zauważamy jej ucisku.

By sprawdzić, czy myśli ulegają z czasem podobnemu zatarciu, jak bodźce czuciowe, zaproszono do eksperymentu 84 osoby. Podzielono je na cztery grupy. Wszyscy uczestniczyli w 50 minutowym teście pamięciowym. Pierwszej grupie nakazano przeprowadzenie go przy maksymalnej koncentracji. Wybranych do drugiej i trzeciej grupy poinstruowano, by zareagowali w odpowiedni sposób na pojawienie się na ekranie komputera jednej z cyfr. Te cyfry pokazano jednak potem tylko drugiej grupie, trzeciej nie. Czwarta grupa miała zignorować cyfry, nawet jeśli się pojawią.

Wyniki większości uczestników eksperymentu stopniowo się pogarszały. Najlepszy poziom koncentracji zaobserwowano jednak u osób z drugiej grupy. Wyraźnie widać, że konieczność reakcji na dwukrotne pojawienie się zapowiedzianych cyfr, wystarczyła, by podnieść u nich poziom wykonania zadania.

Wygląda na to, że najlepiej świadomie narzucić sobie krótkie przerwy, po których bedziemy się mogli ponownie skoncentrować na aktualnie wykonywanej pracy. Byle po drodze nie zapomnieć czym właściwie się zajmowaliśmy...