Pocił się ojciec, biegała matka, ćwiczyć w siłowni będzie dzierlatka. Tak można streścić wnioski wynikające z badań, przeprowadzonych przez naukowców z University of California w Riverside. Piszą oni w czasopismie "Proceedings of the Royal Society B", że zamiłowanie do ćwiczeń fizycznych - lub brak tego zamiłowania - mamy zapisane w genach.

Wieloletnie badania na myszach pokazały, że potrzebę wysiłku fizycznego można u tych gryzoni zwiększać przez hodowlę selekcyjną, do której wybiera się osobniki o szczególnym zamiłowaniu do biegania w kołowrotku. Ich potomstwo okazało się równie aktywne, jak rodzice, znacznie bardziej ruchliwe niż przeciętnie. Zaobserwowano, że te najbardziej aktywne myszy były w stanie zupełnie dobrowolnie przebiegać w ciągu dnia dystans nawet trzykrotnie dłuższy, niż inne. Co ciekawe, o ile samiczki poprawiały swoje wyniki przez zwiększanie prędkości biegu, samce gotowe były raczej przedłużać czas spędzany w kołowrotku.

Zdaniem naukowców to odkrycie pokazuje, że przyczyny obserwowanej na świecie epidemii otyłości są jeszcze bardziej złożone, niż się wydawało. Decydują nie tylko wyniesione z domu zwyczaje żywieniowe i nawyki spędzania wolnego czasu, ale prawdopodobnie także geny, które narzucają nam ulubiony poziom aktywności. Tym z nas, którzy nie lubią się męczyć, sama ta wiedza energii nie doda, może jednak zwrócić uwagę na znaczenie problemu. Być może też daje szanse na znalezienie farmakologicznej metody, która kiedyś, przez korektę ekspresji niektórych genów pomogłaby nam przemienić się z kanapowych leni w gwiazdy fitnessu.