Dlaczego we wrocławskiej klinice serca w ciągu ostatnich dwóch lat umierał co dziesiąty pacjent? - na to pytanie stara się odpowiedzieć prokuratura. Badane są przyczyny śmierci 157 pacjentów leczonych w klinice między rokiem 1998 a 2000. Prokuratura zajęła się sprawą po zawiadomieniu anonimowego informatora. Na wiele nieprawidłowości wskazuje jednak również raport Najwyższej Izby Kontroli.

„Jest to liczba, która przewyższa liczbę zgonów w tego rodzaju placówkach w kraju – to po pierwsze. Po drugie Najwyższa Izba Kontroli posiłkując się opinią jednego z profesorów kwestionuje sposób leczenia, terapii pacjentów, a szczególnie działań już pooperacyjnych” - powiedział Leszek Karpina z prokuratury okręgowej we Wrocławiu. Dyrektor szpitala jest nieuchwytny - jak zapewnia jego sekretarka jest na delegacji. Doktor Krzysztof Kmieciak, rzecznik wrocławskiej Akademii Medycznej, przyznał, że rektor uczelni niejednokrotnie zwracał uwagę na pewne nieprawidłowości. Miałyby one być związane z organizacją pracy na oddziale czy postępowaniem lekarzy. Jednak zdaniem Kmieciaka, duża liczba zgonów na oddziale chirurgii serca nie powinna być rozpatrywana w kategorii sensacji. „W tych latach leczeni byli pacjenci, którzy nie kwalifikowali się na trudną drogę, na transport na Górny Śląsk. A więc były to przypadki, nie chcę użyć słowa beznadziejne, ale bardzo trudne. Podejmowano heroiczny bój o życie tych ludzi, który w wielu przypadkach był skazany na niepowodzenie – stąd ta ilość śmiertelnych powikłań” – tłumaczył Kmieciak. Zdaniem Zbigniewa Religi cała sytuacja może być częściowo spowodowana przez warunki, w jakich lekarze muszą operować. „Powinno się zrobić wszystko, by kardiochirurdzy mieli tam lepsze warunki pracy. Tym bardziej to jest smutne, że kardiochirurgia wrocławska, w swoim czasie, to była przodująca kardiochirurgia w Polsce. Pierwsza operacja serca wykonana była we Wrocławiu przez profesora Brosa” – mówił Religa.

Doniesienie napisał prawdopodobnie pracownik wrocławskiej kliniki, gdyż dokument zawiera szczegółowy opis każdego z przypadków chorobowych. Prokuratura przewiduje, że śledztwo w tej sprawie może potrwać nawet kilkanaście miesięcy. Nie wyklucza konieczności ekshumacji zwłok - przynajmniej w kilku przypadkach.

Foto Archiwum RMF

07:45