Mistrz włoskiego renesansu Caravaggio wcale nie zmarł z powodu syfilisu. Cieszący się fatalną reputacją malarz był hazardzistą, pijakiem i częstym gościem domów publicznych. Jednak jak donoszą naukowcy, do jego śmierci przyczyniła się paskudna rana zadana mieczem. Wdarła się infekcja i to sepsa pokonała mistrza.


Do takiego wniosku doszedł zespół francuskich i włoskich naukowców. Przebadali oni szkielet mistrza, który zmarł w 1610 roku w wieku zaledwie 39 lat.

Urodził się w 1571 roku jako Michelangelo Merisi. Nazwisko, pod którym jest dziś znany, przybrał od nazwy miasteczka w północnych Włoszech, gdzie przyszedł na świat. W wieku 21 lat przybył do Rzymu i od razu stał się pupilkiem kardynała Francesco del Monte. To on sprawił, że Caravaggio w ciągu jednej nocy stał się artystyczną sensacją.

Caravaggio - można powiedzieć - był celebrytą swoich czasów. Słynął też ze swojego temperamentu. Rozrabiaka regularnie trafiał do aresztu między innymi za obrzucenie adwersarza odchodami, rzuceniem talerzem w kelnera, roztrzaskanie czyjejś gitary i obrzucania obelgami funkcjonariuszy ówczesnej policji. Pił na umór, uwielbiał towarzystwo prostytutek.

Po zabiciu przeciwnika w pojedynku na szpady w Neapolu, sam został poważnie ranny. Zmarł w drodze powrotnej do Rzymu i został pochowany na cmentarzu w Porte Ercole w Toskanii.

Przez lata naukowcy spierali się o to, co przyczyniło się do jego zgonu. Wiadomo, że tuż przed śmiercią trawiła go wysoka gorączka. Pojawiały się więc spekulacje, że zabiła go malaria, trujące składniki farby, ale najczęściej jako przyczynę jego śmierci podawano syfilis.

Naukowcy przebadali w końcu szczątki Caravaggio. Szukali na cmentarzu w Porte Ercole szkieletu mężczyzny, który za życia miał 165 cm wzrostu i zmarł w wiek 35-40 lat. 9 szkieletów odpowiadało tym kryteriom, ale tylko jeden pochodził z XVII wieku.

Podczas analizy uzębienia odkryli bakterię gronkowca złocistego, która według naukowców najprawdopodobniej przedostała się do krwiobiegu artysty i wywołała sepsę. 

(j.)