Kanadyjski artysta Leonard Cohen twierdzi, że był terroryzowany przez swoją byłą menedżerkę Kelley Lynch. Kobieta miała go fałszywie oskarżyć o uzależnienie od narkotyków. Sprawa trafiła do sądu w Los Angeles.

Leonard Cohen oskarżył byłą menadżerkę o zastraszanie i szkalowanie jego dobrego imienia. Po tym, jak artysta zwolnił ją w 2004 roku, ta miała regularnie wysyłać mu listy elektroniczne i wiadomości głosowe z pogróżkami. Wokalista zeznał, że zaczęło się od kilku dziennie. Później ich liczba wzrosła nawet do 20-30 na dzień.

W jednej z wiadomości Kelley Lynch napisała wokaliście, że ktoś powinien go załatwić i zastrzelić. Leonard Cohen powiedział sądowi, że od tego czasu żył w poczuciu zagrożenia.Zacząłem uważnie obserwować moje otoczenie. Za każdym razem, gdy widzę zwalniający samochód, zaczynam się bać - wspominał.

Podczas kolejnej rozprawy Leonard Cohen zeznał, że była menedżerka fałszywie zarzuciła mu uzależnienie od narkotyków. Kelley Lynch miała również informować osoby trzecie o rzekomej narkomanii artysty.To nie jest przyjemne uczucie być nieustannie oskarżanym o uzależnienie od narkotyków. Oczywiście mi się to nie podobało, a moje dobre imię zostało wystawione na próbę - powiedział piosenkarz.

Sprawy dodaje pikanterii jeszcze jedno zeznanie muzyka. 77-letni Leonard Cohen przyznał bowiem, że w trakcie trwającej 17 lat współpracy z Kelley Lynch, pomiędzy nim i menedżerką wywiązał się krótki romans.