Joanna Concejo jest polską, wielokrotnie nagradzaną ilustratorką. Mieszka pod Paryżem. Spotkałyśmy się w Hasselt. Przyjechała do magicznego miejsca w Belgii, do Villa Verbeelding, czyli Willi Wyobraźni, która jest miejscem spotkań ilustratorów książek dla dzieci z publicznością, miejscem wymiany doświadczeń artystów, wystawą, a zarazem interaktywnym muzeum dla dzieci. Concejo twierdzi, że nie ma znaczenia, czy ilustruje książki dla dzieci czy "dla dorosłych", bo obecnie ta różnica się zaciera. "Książki dla dzieci trzeba gdzieś w księgarni położyć, ale często sięgają po nie dorośli. Nie ma tak jak dawniej sztywnego rozgraniczenia" - mówi artystka.

Rysunki Concejo są nostalgiczne - autorka używa starych zdjęć, fragmentów gazet czy dawnych papierów pakunkowych. Sięga w nich często do własnych wspomnień. Napisała wspólnie z mężem książkę, która składa się z listów i rysunków opowiadających o jej polskim dzieciństwie i hiszpańskim dzieciństwie jej męża.

Jako narzędzi najczęściej używa tradycyjnego ołówka. Kolory stosuje bardzo oszczędnie. W jej rysunkach jest głębia metafizyczna, ale i humor, np. gdy babcia Czerwonego Kapturka pozostawia niewypalonego papierosa, którego dopala wilk po zjedzeniu babci. Concejo zilustrowała ostatnio książki Olgi Tokarczuk - "Zgubioną Duszę" i "Pana Wyrazistego".

Katarzyna Szymańska-Borginon, RMF FM: Co by pani doradziła młodej 18-letniej artystce, która marzy, żeby wejść w ten bajeczny świat ilustracji?

Joanna Concejo: Nawet doświadczony ilustrator nie zawsze ma jakieś rady, a ja się zawsze wstrzymuję o dawania rad. Poza jedną: nie przestawać, rysować codziennie - tylko to coś da. A to jak, gdzie się z tym zgłaszać, jakie kursy, to już jest drugorzędne.

Tak było w pani przypadku? Nie poddawała się pani?

No właśnie, to co mi dobrze zrobiło, to że przestałam brać pod uwagę te wszystkie rady, które otrzymywałam. Dopiero, gdy zdecydowałam, że zacznę robić to, co ja chcę i przestanę słuchać tych wszystkich dobrych rad, to zaczęło się dla mnie dobrze dziać.

A czym jest ilustracja Joanny Concejo?

Tworzę obrazy, które towarzyszą tekstowi. Nie lubię mówić, że ilustracja "dopełnia" tekst. U mnie tak nie jest. Staram się tworzyć takie obrazy, które najlepiej "towarzyszą tekstowi",  który ktoś stworzył.

A pani ilustracje są z wyobraźni czy z życia?

Z życia, bo wyobraźnia musi się czymś karmić. Wyobraźnia karmi się tym, co widzimy dokoła - życiem, doświadczeniem. Tak naprawdę nie umiem nic wymyślić, muszę to najpierw zobaczyć.

A na przykład w ilustracjach do Czerwonego Kapturka - co jest z "życia"?

W Czerwonym Kapturku jest wszystko z życia, a przede wszystkim to, jak podchodziłam do tej bajki będąc dzieckiem. Do tych ilustracji włożyłam na przykład miejsca, w których mieszkałam będąc dzieckiem, a więc przyrodę, las. Rysując babcię Czerwonego Kapturka jako model posłużyła mi moja babcia. Są także kwiaty, które lubiła moja babcia, wzory haftów kaszubskich, które babcia wyszywała. W dodatku jako dziecko byłam przekonana, że Czerwony Kapturek mieszkał właśnie w tej wsi, którą znałam. Po prostu - nie mógł mieszkać gdzieś indziej. Nawet najprostsze gesty, np. zwijania kłębka wełny, doświadczyłam mieszkając u moich dziadków. I taki kłębek znalazł się później na moich ilustracjach.

Ostatnio współpracuje pani z Olgą Tokarczuk. Jak się współpracuje z noblistką?

To, że Olga Tokarczuk jest noblistką, dla mnie nic nie zmienia w pracy. Z nią nie współpracuje się jakoś inaczej w porównaniu z innymi autorami, z którymi pracowałam. Może jednak lepiej pod tym względem, że Olga jest taką osobą, która powierza mi tekst i ma zaufanie. Pozwala mi pracować zupełnie swobodnie. I to są dla mnie najlepsze warunki. Nie przegadujemy pomysłów. Po prostu Olga robi swoją działkę, a ja swoją.

Wszystko akceptuje, co pani narysuje?

Może nie wszystko, ale to nie na tym polega. Ona zajmuje się czymś innym. Ja jestem kompetentna w tym co robię i ona w tym, co ona robi. I potem to współgra - obrazy i tekst. Oczywiście ona może coś powiedzieć o danym obrazie i biorę to pod uwagę, staram się potem to zrobić lepiej, ale ona nie ma wpływu na to, co powstanie. Najwięcej dyskusji jest zawsze przy okładce. Słucham autora, potem wydawcy, któremu także zależy, żeby książka się dobrze sprzedała.

A kim jest dla pani Pan Wyrazisty z ostatniej wydanej wspólnie z Tokarczuk książki pod tym tytułem?

To pan, który bardzo siebie kocha, kocha swój wygląd zewnętrzny, swoją wyrazistą twarz, swoją wyrazistą postać, którą bardzo często fotografuje. To bohater, który jest przeciwieństwem innego bohatera mojej książki - Pana Nikt. Dlatego trochę trudno mi było pracować nad tą postacią, trochę ze względu na tę pierwszą książkę. Pan Wyrazisty nie był dla mnie sympatyczną postacią, dlatego też trudno było mi go "ugryźć" i podejść do jego problemu "rozmazywania się" w otoczeniu. To rozmazywanie mu przeszkadza, musi się starać, żeby być bardziej wyrazistym. I to jego "rozmazywanie się" to był dla mnie problem, nie wiedziałam jak do niego podejść. Dopiero gdy znalazłam pomysł piksela, najprostszego elementu, takiego podejścia bardzo fotograficznego, to wtedy mi się to troszkę poukładało. Wyszłam też ze swojej strefy komfortu, bo zetknęłam się z estetyką, której nie używam. Chodzi na przykład o smartfon. To nie coś, co ja bym sobie tak od razu chętnie narysowała. Nawet by mi nie przyszło do głowy, żeby to narysować. Także ta przestrzeń bardzo urbanistyczna to nie jest coś, co ja często rysowałam. Jest też wyjściem poza technikę, którą stosuję, czyli kredki i ołówek. Posłużyłam się trochę gwaszem.

A nad czym pani teraz pracuje?

Dostałam tekst od francuskiego autora o ludziach, którzy przemieszczają się po świecie z własnej lub nie z własnej woli. To książka dla małych i dużych ludzi.

A kiedy czytelnicy będą mogli panią spotkać w Polsce?

Jeżeli wszystko się potoczy tak jak chcemy, to będę mieć w tym miesiącu w Opolu spotkanie połączone z wystawą moich ilustracji do książki "Pan Wyrazisty".

Opracowanie: